W miniony piątek przez media przeszła jak huragan informacja z niepotwierdzonego źródła, z której wynikało, że Biały Dom rozważa ograniczenia dotyczące inwestycji amerykańskich firm w Chinach, a także wycofanie akcji chińskich spółek z obrotu giełdowego w Nowym Jorku.

Mimo iż rzeczniczka skarbu USA częściowo zdementowała w Bloombergu informację o uniemożliwieniu chińskim firmom notowanie na giełdzie, rynek mimo wszystko nieco przejął się wrzutką medialną i chwilowo skrzywdził chiński sektor spółek notowanych na nowojorskich parkietach.

Wojna informacyjna to także element wywierania nacisków w konfrontacji handlowej pomiędzy mocarstwami. Czy inwestorzy mają się czego obawiać? W gruncie rzeczy - nie.

Administracja prezydenta Trumpa, a także SEC nie mają w istocie uprawnień do wycofania akcji z giełdy bez powodu. Aby sama giełda jak NYSE czy Nasdaq uzyskała możliwości zawieszenia lub też wycofania akcji z obrotu, muszą zostać spełnione określone czynniki, w tym poważne naruszenie zasad obrotu giełdowego, które potem i tak musi zatwierdzić SEC. Typowe naruszenia regulaminowe to np. nieuregulowanie opłat giełdowych, manipulacja kursem, nieuzasadnione wezwania czy wartość akcji spadająca poniżej 1 USD. Na nowojorskich parkietach obecnie notowanych jest blisko 200 przedsiębiorstw z chińskim paszportem, w tym tacy giganci jak Alibaba (BABA  ), JD (JD  ), Baidu (BIDU  ) czy PetroChina (PTR  ). Trzeba też pamiętać, że 'chiński paszport' nie oznacza chińskiej siedziby, ponieważ podmioty, których własnością są np. Baidu czy Alibaba są zarejestrowane na Kajmanach.

Innym czynnikiem, który w praktyce uniemożliwia jakiekolwiek 'ruszenie' chińskich firm, jest skomplikowana forma akcjonariatu tychże spółek. Jako, że rząd chiński pilnuje tzw. 'wrażliwych' branż jak przedsiębiorstwa ze wsparciem państwa czy internet, firmy te powołują do życia spółki holdingowe typu offshore w rajach podatkowych, które z kolei pozyskują większość udziałów w spółce macierzystej. Kiedy więc 'chińska' spółka wchodzi na giełdę, tak naprawdę to podmiot offshore sprzedaje swoje udziały inwestorom z USA, bez jakiejkolwiek siły głosu, ale z możliwością partycypowania we wzroście. Ponadto, wiele funduszy inwestycyjnych czy emerytalnych w Stanach Zjednoczonych jest znacznie zaangażowanych w największe chińskie firmy, stąd też ewentualne skasowanie chińskich akcji notowanych na giełdzie, wywołałoby trudny do zmierzenia chaos i straty zarówno inwestorów instytucjonalnych jak i indywidualnych.

Trudno uzasadnić takie ewentualne postępowanie administracji rządowej, komentatorzy zauważają, że proces jest niemożliwy do realizacji. Zamiast tego, dużo bardziej rozsądnym ruchem, jako element negocjacyjny w wojnie handlowej, byłoby wprowadzenie bardziej rygorystycznych przepisów dla spółek będących właścicielami chińskich firm, w tym umożliwienie realizacji wewnętrznych audytów przez uprawnione podmioty zewnętrzne (obecnie to niemożliwe). Póki co, newsy tego typu stanowią tylko wypełnienie czasu antenowego dla mediów cierpiących na brak ciekawszych tematów i finalnie nic nie znaczą.