System emerytalny w Polsce od dłuższego czasu pozostaje "gorącym" tematem. Wydaje się bowiem, iż na tą chwilę przyszłym emerytom grozi prawdziwa katastrofa - zdaniem ekspertów świadczenia będą niewielkie, co nie pozwoli na zadowalający standard życia. Co może zrobić przeciętny obywatel? Pomyśleć o alternatywnych metodach gromadzenia kapitału. Co może zrobić rząd? Przeprowadzić niezbędne reformy. Kłopoty z systemem emerytalnym ma nie tylko Polska. Mają je również Stany Zjednoczone.

Rynki giełdowe mogą posłużyć zarówno jako alternatywa, a więc "narzędzie" do samodzielnego oszczędzania pieniędzy na przyszłość, jak i być wykorzystane do przeprowadzenia reform systemu emerytalnego bądź też być jego częścią. Skupmy się na tym drugim, a więc związku giełdy z systemem emerytalnym.

Co mam na myśli pisząc o związku między giełdą, a systemem emerytalnym? Otóż uczestnikiem każdego rynku papierów wartościowych są fundusze emerytalne, czy też fundusze inwestycyjne dokonujące transakcji na rzecz przyszłych emerytów. Wartość aktywów zarządzanych przez fundusze jest ogromna (w Polsce wynosi około 138 miliardów złotych). Dysponując takimi kwotami fundusze mogą mieć niebagatelny wpływ na rynki giełdowe. Za przykład może posłużyć S&P 500, którego wartość w ciągu ostatnich 25 lat (lata największej popularności programu 401(k) o którym w dalszej części artykułu) wzrosła piętnastokrotnie.

Przypomnijmy krótko jak obecnie wygląda obecny system emerytalny w Polsce - składa się z trzech filarów, gdzie tylko pierwszy jest obowiązkowy :

  • I filar to zarządzany przez ZUS fundusz ubezpieczeń społecznych,
  • II filar oparty o wspomniane wcześniej fundusze emerytalne (OFE),
  • III filar składający się z dobrowolnych form oszczędzania na emeryturę, do których zaliczamy indywidualne konta emerytalne, pracownicze programy emerytalne i indywidualne konta zabezpieczenia emerytalnego.
Według najnowszych rządowych zapowiedzi od 2018 roku możemy spodziewać się zlikwidowania II filaru. Gdzie trafią zgromadzone na nim środki? 75% aktywów zgromadzonych przez OFE ma trafić na Indywidualne konta emerytalne zarządzane przez fundusze inwestycyjne, a pozostałe 25% do zarządzanego przez ZUS Funduszu Rezerwy Demograficznej. Jakich innych nowości mogą się spodziewać Polacy? Przede wszystkim Pracowniczych Planów Kapitałowych. Osobom pracującym w firmach zatrudniających minimum 19 osób będzie potrącona składka wynosząca 2-4% pensji brutto, kolejne 2-3% pensji brutto będzie mógł zadeklarować pracodawca, państwo z kolei "dorzuci" każdemu chętnemu "pakiet powitalny" wynoszący 250 zł. Firmy zatrudniające mniej niż 19 osób będą mogły wybrać pomiędzy korzystaniem z "PPK", a Indywidualnymi Programami Kapitałowymi wybranych instytucji finansowych. Przystąpienie do programu ma być obligatoryjne, lecz każdy będzie mógł z niego zrezygnować po trzech miesiącach.

Na pierwszy rzut oka można zauważyć, iż przypomina to nieco system emerytalny Stanów Zjednoczonych. System ten również składa się z III filarów (również tylko pierwszy jest obowiązkowy):

  • federalny fundusz Social Security - odpowiednik polskiego ZUSu,
  • plany emerytalne oferowane przez pracodawców - najczęściej spotykanym jest plan 401(k),
  • indywidualne konta emerytalne.

Skupmy się na drugim punkcie, bo to właśnie na nim wydają się być wzorowane Pracownicze Programy Kapitałowe. Oferowany najczęściej przez dużych pracodawców plan 401(k) opiera się na dwóch składkach - pracownika (który decyduje, jaki procent wynagrodzenia chce przeznaczyć na plan) oraz pracodawcy, który ma obowiązek dołożyć odpowiednią kwotę do tej stawki. Często spotykaną praktyką jest taka sama składka wpłacana przez obie strony wynosząca zwykle nie więcej niż 14% wynagrodzenia. Pracownik nie może wybrać funduszu emerytalnego ponieważ prowadzone są one przez zewnętrzne instytucje finansowe, a te wybierają pracodawcy, może jednak zarządzać subfunduszem/subfunduszami. Ma więc wpływ na to, w jaki sposób będą inwestowane jego środki - zaczynając od bezpiecznego stylu inwestowania, na agresywnym kończąc. Co ważne - pracownik nie musi wpłacać całości środków do jednego subfunduszu, a odpowiednio je dzielić oraz dowolnie je zmieniać.

Czy warto wzorować się na Stanach Zjednoczonych? Niekoniecznie. Według danych przedstawionych przez amerykański think thank EPI okazuje się, iż w latach 1989-2013 połowa Amerykanów wieku 32-61 lat będących uczestnikami programu 401(k) nie uzbierała więcej niż 5 tysięcy dolarów (nieco ponad 19 tysięcy złotych na dzień dzisiejszy), a ok 43% ludzi w tym samym wieku nie ma żadnych oszczędności. Pytanie więc, czy jeżeli system ten nie sprawdził się w najbogatszym kraju świata, to czy sprawdzi się w Polsce?