Rewitalizacja obszarów miejskich od lat 70. XX w. odgrywa bardzo ważną rolę w polityce Nowego Jorku. W tamtych czasach narkomania oraz wskaźnik przestępczości znajdowały się na rekordowo wysokim poziomie. Miasto było w zasadzie bankrutem. Próbując przyciągnąć nowych mieszkańców lokalni prawodawcy uznali, że jedynym dobrym rozwiązaniem będzie "posprzątanie" miasta. Skutki zmian możemy zaobserwować na przykładzie ikonicznego Times Square. Niegdyś była to dzielnica, gdzie na każdym rogu znajdował się klub ze striptizem bądź dom publiczny, jednakże w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat przekształcono ją w bezpieczne miejsce przyjazne rodzinom i turystom, na czym mocno skupiali się inwestorzy.

Korzyści płynące z renowacji obszarów miejskich są widoczne. Niższy wskaźnik przestępczości, wzrost wartości nieruchomości oraz rozwój turystyki to tylko niektóre z największych korzyści, jakich Nowy Jork doświadczył od czasu wprowadzenia w życie większych projektów odnowy miejskiej. Jak zauważa magazyn Forbes, ceny mieszkań spółdzielczych we wschodniej części Nowego Jorku "wzrosły w ciągu ostatniej dekady o 30,06%", natomiast "ceny mieszkań własnościowych są wyższe aż o 71,1%". Dzielnice, takie jak Bushwick czy Bedford-Stuyvesant (oraz inne historycznie zamieszkiwane przez czarnoskórych, Latynosów, Azjatów oraz imigrantów), które dawniej były uważane za niebezpieczne slumsy, obecnie odnotowują gwałtowny wzrost zainteresowania. Dzielnice zamieszkałe przez osoby o niskich osobach, zwłaszcza Brooklyn, często uważane są za opłacalną alternatywę dla popularniejszych i droższych dzielnic, takich jak Williamsburg, która sama w sobie uważana była niegdyś za slumsy. Nieruchomości w Nowym Jorku stają się coraz bardziej popularne, o czym świadczy jeden z raportów Forbesa, z którego wynika, że ponad 20% millenialsów uważa NYC za swoje idealne miasto. Napływ tych młodych profesjonalistów wiąże się z pokaźnym wzrostem dochodów w mieście, zwłaszcza w dzielnicach takich jak Bushwick, które wcześniej miasto spisało na straty. Ekonomiczne korzyści są zdecydowanie zauważalne. Według Knight Frank: "Ceny na luksusowym rynku nieruchomości Nowego Jorku podskoczyły o 18,8%, co stanowi jeden z największych wzrostów cen wśród miast na świecie". 

Podczas gdy rewitalizacja obszarów miejskich może być ekonomicznie korzystna dla miasta, ważną kwestią jest fakt, iż proces ten niesłusznie krzywdzi mieszkańców i społeczności o niskich dochodach. Zdecydowanie należy tutaj wspomnieć o etnicznych enklawach, które stanowią społeczność dla osób, które zmagają się z podobnymi uprzedzeniami oraz ekonomicznymi i językowymi problemami. Społeczności te powstają w odpowiedzi na ekonomiczne bądź społeczne wykluczenie. Istnieją nieformalne metody służące do zapobiegania temu, aby ludzie o odmiennym kolorze skóry zamieszkiwali pewne dzielnice, ponieważ mogą oni rzekomo obniżyć wartość nieruchomości. Zmarginalizowane społeczności są często łączone i zmuszane do zamieszkiwania w "mniej pożądanych dzielnicach". Jednakże w ostatnich latach obszary miejskie skupiały się na "ożywieniu" tych zmarginalizowanych dzielnic, aby zmaksymalizować ich wartość, w wyniku czego wyżej wspomniane społeczności są przenoszone w wyniku eksmisji bądź zbytniego wzrostu kosztów wynajmu. Proces ten nazywany jest gentryfikacją i polega na przenoszeniu biednych lub innymi słowy "niepożądanych" mieszkańców z danej dzielnicy, do której wprowadzają się następnie bogatsze osoby, co skutkuje wzrostem wartości nieruchomości.

Głównym winowajcą nie są tutaj, jak można by przypuszczać, agencje nieruchomości. Choć niewątpliwie przyczyniają się one do procesu gentryfikacji oraz czerpią z niego korzyści, to tymi, którzy sprawują tu prawdziwą władzę są właściciele wynajmowanych lokali. Na przykład w dzielnicy Chinatown, która wciąż jest gentryfikowana, rozgłosu nabrało rosnące napięcie między lokatorami a właścicielami mieszkań. Dzielnica ta istnieje od lat 40. XIX w. i niedawno stała się popularnym celem turystów, bowiem pozwala ona na doświadczenie elementów kultury Chin, bez potrzeby wyjazdu do tego kraju. Ceny w Chinatown są również dość niskie, ponieważ przedsiębiorcy muszą je dopasowywać do osób, które zamieszkują tę dzielnicę. Według Asian American Federation of New York Census Information Center, 45% mieszkańców Chinatown w NYC zarabia rocznie 20 000 USD. Wielu prywatnych inwestorów dostrzegło w tym okazję do zmienienia Chinatown w coś dochodowego, w wyniku czego korporacje zaczęły przenosić się do tej dzielnicy, wypierając tym samym małe przedsiębiorstwa. Te prywatne korporacje są często popierane przez samorządy lokalne, które komodyfikację oraz "ożywienie" Chinatown postrzegają jako korzyść dla gospodarki miasta. Te dwa czynniki promują bowiem turystykę na tych obszarach miejskich. 

Skupianie się na turystyce zamiast na mieszkańcach ma ogromny wpływ na tę dzielnicę. Według Coalition Against Anti-Asian Violence (CAAAV) (Koalicji przeciw przemocy wobec Azjatów) liczba subsydiowanych mieszkań w nowojorskim Chinatown zmalała od 2003 r. do 2006 r. z 17 969 do 16 236, a ponad 75% rezydentów zamieszkuje lokale naruszające prawo budowlane. Właściciele mieszkań postrzegają gentryfikację ten dzielnicy jako okazję do zwiększenia ich własnych zysków, zatem celowo pozwalają, aby budynki popadły w ruinę, a następnie zostały zburzone, by na ich miejscu powstało coś bardziej wpisującego się w plany rewitalizacji miasta. Tak było w przypadku Wyndham Gardens Chinatown - nowego hotelu, gdzie za jedną noc należy zapłacić od 250 USD do 400 USD. Dla porównania, koszt wynajmu apartamentu w Chinatown wynosi 900 USD miesięcznie.

Jednakże jednym z najbardziej alarmujących aspektów gentryfikacji jest to, że te dzielnice były uprzednio całkowicie ignorowane przez miasto, ponieważ nie stanowiły one siły napędowej gospodarki. Wiele problemów związanych ze zdrowiem, przestępczością oraz biedą, z jakimi zmagały się te dzielnice mogło zostać rozwiązane za pomocą programów finansowanych z budżetu miasta. Ci mieszkańcy i problemy, z którymi się borykali, były kompletnie ignorowane oraz umniejszane, gdyż uważano je za nieistotne dla gospodarki miasta. Choć ważne jest, aby gospodarka Nowego Jorku dalej znajdowała się w tym wzrostowym trendzie, to nie należy zapominać o mieszkańcach, który od wielu lat mieszkają i pracują w tym mieście, i nie można ich krzywdzić.