Akcje spółek amerykańskich spadały we wtorek piąty dzień z rzędu. Nastroje inwestorów zepsuł prezes Banku Anglii zapowiadając zakończenie programu skupu obligacji. Tymczasem Departament Pracy zapowiedział chęć zmiany przepisów, co uderzyło w akcje Ubera.

Główne indeksy giełdowe zakończyły notowania ze zmniennymi wynikami. Dow Jones Industrial Average wzrósł o symboliczne 0,1% do 29 239 pkt, jednak S&P500 (SPY  ) oddał 0,7% kończąc notowania po kursie 3588 pkt, podczas gdy Nasdaq (QQQ  ) osunął się o 1,1% do poziomu 10 426 pkt - najniższego od lipca 2020 roku.

Rentowności 10-letnich obligacji skarbowych, po jednodniowej przerwie spowodowanej świętem Kolumba, rosły intraday do poziomu 4%, ostatecznie zatrzymując się po kursie 3,93% - drugiego najwyższego w tym roku.

Nastroje na parkiecie uległy gwałtownemu pogorszeniu przed ostatnią godziną notowań w reakcji na wypowiedzi prezesa Bank of England Andrew Baileya, który podkreślił, że uruchomiony 28 września program brytyjskiego banku centralnego w zakresie skupu obligacji i podratowania funduszy emerytalnych dotkniętych podwyżkami stóp procentowych, zakończy się zgodnie z planem w piątek 14 października. Mierna płynność rynku w połączeniu z wysokim współczynnikiem strachu, szybko sprowadziła indeksy pod wodę. Inwestorzy nie chcą utrzymywać pozycji przez noc w obawach, że następnego dnia rynek otworzy się niżej.

Ponadto inwestorzy czekają na czwartkową publikację najnowszych danych o inflacji (czwartek 14.30), które pokażą czy polityka Fed-u mocnych podwyżek stóp procentowych, przekłada się na powstrzymanie cen konsumpcyjnych. Na horyzoncie także pierwsza fala publikacji za trzeci kwartał, która przyniesie odpowiedź na ile spółki giełdowe radzą sobie w trudnym otoczeniu makroekonomicznym i środowisku wyższych stóp procentowych. W ocenie analityków, po dobrych pierwszych dwóch kwartałach, trzeci może być punktem zwrotnym. Część obserwatorów rynku jest zdania, że od bieżących wyników, ważniejsze mogą być prognozy na przyszły rok lub ich brak.

We wtorek mocno traciły akcje Uber (UBER  ) 10,5%, Lyft (LYFT  ) 12% oraz DoorDash (DASH  ) 6%, po tym jak Departament Pracy wydał zalecenie, aby niezależni kontrahenci i podwykonawcy uzyskiwali takie same świadczenia jak etatowi pracownicy, co istotnie może uderzyć w biznesy wskazanych firm. Propozycja płynąca od administracji prezydenta Bidena, jeśli zostanie uchwalona, wpłynie na miliony pracowników z różnych branż, w tym transportu, gastronomii, budownictwa czy opieki zdrowotnej, będących współpracownikami kontraktowymi bez prawa do podstawowych świadczeń. Szacuje się, że aż 36% siły roboczej w USA czyli równowartość 58 milionów pracowników, jest zakwalifikowanych jako niezależni powykonawcy. "Zauważyliśmy, że w wielu przypadkach pracodawcy błędnie klasyfikują swoich pracowników jako niezależnych wykonawców" - wskazała sekretarz pracy Marty Walsh w oświadczeniu, dodając, iż "Błędna klasyfikacja pozbawia pracowników ich federalnej ochrony pracy, w tym prawa do otrzymania pełnej, legalnie zarobionej pensji". Zmiana prawa pracy ma stanowić odwołanie przepisów wprowadzonych jeszcze podczas kadencji prezydenta Trumpa, które ułatwiały firmom segregację części pracowników jako niezależnych podwykonawców. Obserwatorzy rynku podkreślają, że dla Ubera, Lyft czy DoorDash, które obecnie nie mogą uzyskać rentowności z podstawowej działalności, perspektywa wprowadzenia nowych przepisów drastycznie podniesie koszty pracy o 15-30% i może wywrócić ich modele biznesowe do góry nogami.

Departament Pracy będzie konsultował publicznie ustawę przez 45 dni. Administracja prawdopodobnie sfinalizuje przepisy dopiero w przyszłym roku.

Uber w oświadczeniu podkreślił, że kierowcy współpracujący z firmą zdecydowanie preferują elastyczność stosunku pracy. "W czasach głębokiej niepewności gospodarczej niezwykle ważne jest, aby administracja Bidena nadal słyszała głos ponad 50 milionów ludzi, którzy znaleźli możliwość zarabiania dzięki firmom takim jak nasza".