Przed prezydencką wizytą Donalda Trumpa w Arabii Saudyjskiej było wiele niewiadomych. Zastanawiano się, jakim tonem i jakimi słowami będzie odnosił się do przywódców państw muzułmańskich amerykański prezydent, który podczas kampanii niejednokrotnie był krytykowany za kontrowersyjne wypowiedzi o muzułmanach.

Donald Trump w wielu kwestiach potrafił już kompletnie zmieniać zdanie, jak już pisaliśmy o tym w innym artykule. Jednak niewiele było w kampanii wyborczej kwestii, które wymieniane były częściej niż islam, a co za tym idzie, islamski ekstremizm i terroryzm.

Trump przed wyborami często mówił o potrzebie ograniczenia islamskiej imigracji, co uznał za absolutnie kluczowe, jeśli chodzi o bezpieczeństwo. Podczas jednego z wieców w grudniu 2015 r. powiedział nawet, że jest za ,,kompletnym i totalnym zakazem wstępu do USA dla muzułmanów". W późniejszym okresie kampanii na pytanie dziennikarza CNN Andersona Coopera, czy uważa, że islam jest w stanie wojny z Zachodem, odpowiedział, że ,,islam nas nienawidzi". Od czasu do czasu Trump przekonywał jednak, że muzułmanie to ,,świetni ludzie" i ma wśród nich wielu znajomych. Za swoje kontrowersyjne wypowiedzi był zaciekle krytykowany, a przeciwnicy przypięli mu łatkę islamofoba.

Po objęciu prezydentury Trump zajął się wprowadzaniem niektórych swoich pomysłów w życie (zakaz imigracji z niektórych krajów muzułmańskich, o którym już pisaliśmy). Jednak wiadomo było, że prędzej czy później będzie musiał spotykać się z liderami państw Bliskiego Wschodu, a już zwłaszcza z partnerami takim jak Arabia Saudyjska.

Okazja nadarzyła się podczas wizyty w stolicy właśnie tego kraju, Rijadzie. W centrum konferencyjnym w sercu świata muzułmańskiego wygłosił półgodzinne przemówienie, w którym poruszył sporo wątków.

Na początku Trump podziękował saudyjskiemu królowi Salmanowi biz Abdulazizowi za przyjęcie i nawiązał do trwających już od czasów Franklina Delano Roosevelta dobrych stosunków między USA a Arabią Saudyjską. Wspomniał też o porozumieniu między dwoma krajami, które ma oznaczać warte ponad 400 miliardów dolarów inwestycje i wiele miejsc pracy.

Jednak najważniejsza część, której Trump poświęcił zresztą najwięcej czasu, była kwestia islamu. Mimo często ostrej wcześniejszej retoryki, tym razem prezydent starał się być raczej neutralny i dyplomatyczny. Komplementował bogatą kulturę i dziedzictwo Bliskiego Wschodu. Pozytywnie też odnosił się do samej muzułmańskiej religii: nazwał ją ,,jedną z największych religii na świecie" i podkreślał rolę świętych miejsc w Arabii Saudyjskiej. Trump, wiedząc, że na widowni w Sali konferencyjnej znajdują się przywódcy prawie wszystkich większych państw świata arabskiego, kokietował właściwie wszystkie z nich, jak Zjednoczone Emiraty Arabskie czy Jordanię.

Największą zmianą były jednak słowa prezydenta USA na temat terroryzmu. Trump jasno oddzielił islamskich ekstremistów od muzułmanów umiarkowanych. Tych pierwszych atakował, mówiąc, że ,,nie wielbią oni Boga, jedynie śmierć" i potępiał użycie religii do celów terrorystycznych, przy czym z nazwy wymienił ISIS, Hezbollah i Hamas. Podkreślił też, że znaczna większość ofiar islamskiego radykalizmu to muzułmanie. Dodał, że to walka między dobrem a złem, i wszyscy muszą współpracować, jeśli terroryzm ma być pokonany. Zaapelował też, w słowach które szybko obiegły świat, żeby kraje muzułmańskie ,,wyrzuciły terrorystów nie tylko ze swojej ziemi, ale z powierzchni Ziemii". Na koniec skrytykował jeszcze Iran, i to właśnie ten kraj obwinił za niepokoje na Bliskim Wschodzie, co zresztą było bardzo wygodne, bo Irańczycy to główni rywale Arabii Saudyjskiej i oczywiście nie było ich przedstawicieli na spotkaniu.

Komentatorzy zwracali uwagę na dużo religijnych tonów, w które uderzał Donald Trump. Prezydent był jednak krytykowany za sporą ,,polityczną poprawność" wystąpienia - nie mówił właściwie nic, co mogłoby obruszyć jego słuchaczy obecnych na sali. Przemowę od razu porównano do wizyty poprzedniego prezydenta, Baracka Obamy, również w Rijadzie, w 2009 roku. Co ciekawe, to właśnie Obama poruszył wiele niewygodnych tematów, jak dyskryminacja kobiet, prawa człowieka czy nieuznawanie holokaustu przez niektóre państwa Bliskiego Wschodu. Pod tym względem przemowa Trumpa była bardziej zachowawcza i oportunistyczna.

Jak można zauważyć, Trump mimo wcześniejszych kontrowersyjnych wypowiedzi pojechał do Arabii Saudyjskiej i uderzył w tony bardziej dyplomatyczne. Mogłoby się wydawać, że przy kilku większych problemach w polityce wewnętrznej, prezydent chce się odkuć w polityce zagranicznej.