Dekret prezydenta Donalda J. Trumpa zakazujący wjazdu do USA obywatelom siedmiu krajów z Bliskiego Wschodu odcisnął spore piętno na notowania giełdowe amerykańskich linii lotniczych.

W poniedziałek (30.01.2017 r.) ceny akcji wszystkich amerykańskich przewoźników lotniczych notowanych na nowojorskiej zanotowały spektakularny spadek. Najsilniejszy spadek dotknął akcje największej linii lotniczej na świecie - American Airlines (AAL  ). Ich wartość spadła o 4,39% do 44,89 dolarów, chociaż w trakcie dnia kosztowały one nawet 43,86 dolarów, co oznacza spadek o 6,6% - największy spadek tych akcji od siedmiu miesięcy. Nieznacznie mniej straciły akcje United Airlines (UAL  ). Ich cena na zamknięciu sesji była o 3,63% niższa niż na otwarciu i wyniosła 71,39 dolarów, aczkolwiek i jest to lepiej od dołka, który miał miejsce w połowie sesji, kiedy było to 70,00 dolarów (-5,93%). Staniały również akcje trzeciej z grona głównych amerykańskich linii, a mianowicie Delta Air Lines (DAL  ). Z ceny otwarcia wynoszącej 49,70 dolarów, zanotowały one zjazd o 4,10% do 47,66 dolarów. Na poniedziałkowej sesji lepiej poradzili sobie mniejsi przewoźnicy. Akcje niskokosztowego Southwest (LUV  ) potaniały o 0,66%, a nowojorskiego JetBlue (JBLU  ) o 1,48%. Kurs akcji Alaska Airlines (ALK  ) spadł o 1,02%, Spirit Airlines (SAVE  ) o 0,88%, a Hawaiian (HA  ) o jedynie 0,58%.

Przyczyną tak mocnych spadków jest wydany w piątek (27.01.2017 r.) dekret Donalda Trumpa. Zawiesił on w ten sposób na 120 dni funkcjonowanie programu przyjmowania uchodźców oraz zakazał wjazdu do USA obywatelom siedmiu krajów z Bliskiego Wschodu: Libii, Sudanu, Somalii, Jemenu, Syrii, Iraku i Iranu. Celem tego rozporządzenia, które weszło w życie z chwilą podpisania, ma być powstrzymanie napływu islamskich terrorystów do USA. Jak jednak zauważono, zakaz ten nie dotyczy krajów regionu, w których działalność prowadzą firmy należące do prezydenta np. Arabii Saudyjskiej, z której pochodziła większość zamachowców, która dokonała ataków 11 września 2001 r. Zakaz wjazdu nie dotyczy osób posiadających prawo stałego pobytu (tzw. zielone karty), posiadaczy wiz dyplomatycznych oraz osób z podwójnym obywatelstwem.

Protest przeciwko dekretowi zakazującemu wjazdu do USA obywatelom krajów z Bliskiego Wschodu na Dulles International Airport.
Protest przeciwko dekretowi zakazującemu wjazdu do USA obywatelom krajów z Bliskiego Wschodu na Dulles International Airport.

W związku z natychmiastowym wejściem w życie prezydenckiego dekretu, na lotniskach zapanował spory chaos. Przez pierwsze kilkanaście godzin, urzędnicy dokonujący kontroli paszportowej, nie wiedzieli jak dokładnie interpretować kontrowersyjne rozporządzenie, przez co nagłośnione zostały przypadki np. irakijskiego tłumacza armii amerykańskiej, któremu odmówiono wjazdu do USA, chociaż legitymował się ważną zieloną kartą. Z drugiej strony, w imię solidarności z osobami, których nie wpuszczono do USA, w głównych portach lotniczych kraju odbywają się liczne protesty. Zebrani m.in. na nowojorskim lotnisku JFK mieli ze sobą transparenty "Wpuśćcie ich!" oraz "Bez nienawiści! Bez strachu! Imigranci są tu mile witani!". Z kolei w Los Angeles, protestujący zablokowali drogi dojazdowe do lotniska.

Chaos nie dotknął jedynie amerykańskich lotnisk, ale także tych w Europie i na Bliskim Wschodzie. Linie lotnicze zaczęły nie wpuszczać obywateli krajów objętych zakazem na pokłady samolotów lecących do USA. Wynika to z faktu, iż linia lotnicza jest odpowiedzialna za zorganizowanie podróży powrotnej dla pasażera, któremu odmówiono wjazdu do danego kraju. Z tego samego powodu, uchodźcy z Bliskiego Wschodu wybierają droższą i nieporównywalnie bardziej ryzykowną podróż do Europy na pokładach przeciążonych łodzi, ponieważ przewoźnicy lotniczy odmawiają im sprzedania biletów.

Protest przeciwko dekretowi zakazującemu wjazdu do USA obywatelom krajów z Bliskiego Wschodu na O'Hare International Airport w Chicago.
Protest przeciwko dekretowi zakazującemu wjazdu do USA obywatelom krajów z Bliskiego Wschodu na O'Hare International Airport w Chicago.

Najbardziej dotknięte są tym główne linie europejskie i bliskowschodnie m.in. British Airways, KLM, Lufthansa, Turkish Airlines, Emirates, Qatar Airways czy Etihad. Wynika to z faktu, iż żaden ze znajdujących się na czarnej liście prezydenta Trumpa kraj nie posiada bezpośredniego połączenia lotniczego z USA. W związku z tym pasażerowie, muszą podróżować z przesiadką na pokładzie któregoś z wymienionych dużych przewoźników sieciowych. Np. niemiecka Lufthansa wraz ze spółką-córką oferuje loty do trzech miast w Iranie i dwóch w Iraku. Dekret wpływa także na sposób zarządzania personelem w wybranych liniach. Pochodzące z Dubaju linie Emirates poinformowały, że były zmuszone przeorganizować plany pracy dla załóg, tak aby żaden z pracowników posiadających niepożądany chwilowo w USA paszport, nie obsługiwał rejsu za Atlantyk.

Donald Trump odniósł się na Twitterze do fali krytyki, jaka na niego spłynęła, po ogłoszeniu dekretu. Jak poinformował, jedynie 109 z 325 000 osób podróżujących do USA zostało zatrzymanych. Z kolei problemy na lotniskach były spowodowane w głównej mierze kolejną awarią systemów informatycznych Delta Air Lines, protestami oraz łzami demokratycznego senatora Chucka Schumera. Jak jednak poinformował Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego, na granicy zatrzymano 735 osób. Z kolei awaria komputerów należących do Delta Air Lines, podobna do tej opisywanej w artykule Awaria systemu w Delta Air Lines, nastąpiła w niedzielę, o godzinie 18:30, czyli 48 godzin po tym, jak prezydent podpisał swój dekret, i trwała jedynie trzy godziny. Prezydent tłumaczył także, że nie mógł wydać dekretu wchodzącego w życie np. za tydzień, ponieważ wtedy "źli ludzie" pospieszyliby się i przedostali do kraju.

Senator Chuck Schumer
Senator Chuck Schumer

Silne spadki kursu akcji wynikają z obaw o możliwy spadek popytu na podróże lotnicze. Niewykluczone, że zakaz zostanie wydłużony, rozszerzony o inne państwa, lub podjęte zostaną kroki zakazujące podróżowania obywatelom USA do wybranych krajów. Najmocniej na zakazie ucierpiały akcje trzech głównych linii lotniczych, a mianowicie American, Delta i United. Wynika to z największej ekspozycji na ryzyko w przypadku tych przewoźników, ponieważ tylko one oferują połączenia międzynarodowe do Europy i na Bliski Wschód. Inwestorzy z dozą ostrożności podchodzą do całej tej sytuacji, ponieważ cały czas mają w pamięci, jaki katastrofalny wpływ na sytuację branży lotniczej miały zamachy z 11 września i związany z tym spadek popytu.

Wybór Donalda Trumpa na 45. Prezydenta USA był raczej pozytywnie odebrany przez główne amerykańskie linie lotnicze. Kandydat republikanów popierał starania "wielkiej trójki" do renegocjowania umów o otwartym niebie z krajami z Bliskiego Wschodu. Dzięki temu ograniczona zostałaby konkurencja ze strony szybko rozwijających się przewoźników jak np. Emirates czy Qatar Airways. Jako prowokację dla protekcjonistycznej polityki Trumpa, można potraktować decyzję Emirates, o uruchomieniu od 12 marca najnowszego połączenia z Dubaju do Newark z międzylądowaniem w Atenach. Stanowi to bezpośrednie zagrożenie dla połączenia między Nowym Jorkiem a Atenami wykonywanym przez Delta, której prezes Ed Bastian najgłośniej domagał się zniesienia swobód lotniczych dla linii z Zatoki Perskiej. Po ostatnich wydarzeniach jednak zapewne entuzjazm względem nowego prezydenta wśród prezesów linii lotniczych nieznacznie opadł.