Po wyczerpującej kampanii wyborczej 9 listopada o 3:00 standardowego czasu wschodniego Donald J. Trump został ogłoszony 45. Prezydentem Stanów Zjednoczonych. Trump otrzymał ostatecznie 279 elektorskich głosów, natomiast sekretarz stanu Hillary Clinton - 228. Choć ze względu na zbyt małą różnicę głosów parę stanów wciąż nie jest w stanie przyznać elektorskich głosów któremuś z kandydatów, to Trump uzyskał już 270 głosów, których potrzebował, aby wygrać wybory.

Trump szybko wyszedł na prowadzenie, wygrywając w typowo republikańskich stanach, takich jak Indiana i Teksas oraz w innych stanach na środkowych zachodzie i południu. Niepokój zaczął narastać kiedy Clinton przegrała w niezdecydowanych stanach, w których prognozowano jej zwycięstwo. New York Times podkreśla, że pięć stanów "przeszło" na stronę republikańskiego kandydata, a były to Floryda, Iowa, Ohio, Pensylwania oraz Wisconsin. Łącznie stany te posiadają 83 głosy elektorskie, czyli nieco ponad 30% wszystkich głosów potrzebnych do zwycięstwa. Wygrana Trumpa okazała się dla milionów Amerykanów ogromnym zaskoczeniem. Z żadnego przedwyborczego sondażu nie wynikało bowiem, że Clinton przegra w tych wyborach. Choć strona analityczna FiveThirtyEight dawała jej 70% szans na wygraną, to według większość prognoz Clinton miała ich 85% lub więcej. Nasuwa się więc pytanie: jak do tego doszło?

Należy przede wszystkim zauważyć, że są to pierwsze wybory powszechne, na które wpływ miało "okrojenie" ustawy o prawie do głosowania Voting Rights Act z 1965 roku. Ustawa ta ma na celu chronienie mniejszości rasowych przed dyskryminacją i zastraszaniem podczas głosowania. W 2013 r. Sąd Najwyższy z większością republikańską usunął kilka kluczowych przepisów zawartych w akcie, co doprowadziło do skrócenia okresu wczesnego głosowania (ang. early voting), wzrostu zastraszania głosujących w lokalach wyborczych oraz stratę 868 okręgów wyborczych na południu. Wszystkie te zmiany mają nieproporcjonalny wpływ na wyborców należących do mniejszości.

Struktura demograficzna wyborców Trumpa była prawie niezmienna przez całą długość trwania kampanii wyborczej, jednakże sondaże nie doceniły jej rozmiaru oraz siły. Według sondaży przeprowadzonych przez CNN wśród osób opuszczających lokale wyborcze, zwolennicy Trumpa to w przeważającej mierze osoby białe powyżej 45. roku życia, czyli innymi słowy pokolenie wyżu demograficznego. Choć obecnie liczba Millenialsów przekracza tę pokolenia z wspomnianego wyżu, to nie wszyscy z nich mają już prawo do głosowania, zatem frekwencja wyborcza w ich przedziale wiekowym wciąż jest niższa niż osób z pokolenia wyżu demograficznego. Popularność Clinton wśród młodszych wyborców była oszałamiająca. Jak wynika z jednej z map, gdyby w głosowaniu brali udział jedynie wyborcy w wieku 18-25 lat, to Clinton otrzymałaby 507 głosów elektorskich. Warto również zwrócić uwagę na to, że Clinton wygrała w głosowaniu powszechnym. Są to dopiero piąte wybory w historii amerykańskiej polityki, gdzie kandydat otrzymał większą liczbę głosów indywidualnych, jednakże nie uzyskał potrzebnej do wygranej liczby głosów elektorskich. 

W swoim przemówieniu Trump oświadczył "Przyrzekam, że będę prezydentem wszystkich Amerykanów". Pomimo jego spokojnego przemówienia i deklaracji dotyczących jedności, wielu obywateli przepełnia strach. Republikanie zdobyli większość zarówno w Izbie Reprezentantów, jak i w Senacie, co oznacza, że droga Trumpa do realizacji jego programu będzie dość łatwa, gdyż Demokraci nie będą mieli możliwości blokowania procesu legislacyjnego. Kiedy wydawało się już prawie pewnym, że Trump wygra, notowania na światowych rynkach runęły w dół. Organizacje broniące praw obywatelskich, takie jak American Civil Liberties Union (ACLU) czy Southern Poverty Law Center (SPLC) publikują mapy z oznaczonymi miejscami, gdzie nastąpiło ożywienie grup nienawiści oraz apelują do obywateli, aby ci wspierali te organizacje w walce przeciw niezgodnej z konstytucją polityce Trumpa. Wydaje się mało prawdopodobnym, aby człowiek, którego kampania opierała się na ksenofobii i rasizmie, mógł być siłą jednoczącą, za którą się uważa. 

Sekretarz Clinton wygłosiła wczoraj przemówienie po przegranych wyborach. Hillary zaakceptowała przegraną, podkreślając to, jak ważne jest pokojowe przekazywanie władzy oraz zachęcając wyborców, aby skupili się na przyszłości kraju, pokonywali podziały oraz któregoś dnia osiągnęli pojednanie.

Nasza kampania nigdy nie dotyczyła jednej osoby, ani nawet tych jednych wyborów. Nasza kampania dotyczyła kraju, który kochamy oraz budowaniu Ameryki pełnej nadziei i dobroci oraz łączącej obywateli. Na własne oczy przekonaliśmy się, jak bardzo podzielony jest nasz kraj. Jednak ja wciąż wierzę i będę wierzyć w Amerykę. Jeśli Wy też wierzycie, to musimy zaakceptować wyniki tych wyborów i skupić się na przyszłości. Donald Trump będzie naszym prezydentem. Musimy pozostać otwarci na jego prezydenturę i dać mu szansę przewodzić naszemu narodowi.

Dla Amerykanów pytaniem pozostaje: Co dalej? Niestety jednak odpowiedź na nie wciąż jest niejasna.