O tym, że pochodzący z RPA, a obecnie mieszkający w Stanach Zjednoczonych, miliarder chce podbijać kosmos (a ściślej Marsa) wiadomo było już od dawna. Przy okazji Międzynarodowego Kongresu Astronautycznego, który odbył się w australijskim mieście Adelaide mogliśmy dowiedzieć się nieco więcej na ten temat. Przejdźmy zatem do konkretów.

Pierwsza misja na "Czerwoną planetę" ma być uruchomiona już niedługo, bo w 2022 roku - wtedy też Musk planuje wysłać niezbędne zaopatrzenie potrzebne do kolonizacji naszego "sąsiada". Pierwsi ludzie na Marsie mieliby postawić tam swoje pierwsze kroki już dwa lata później. Co ciekawe, jeśli owe terminy zostaną dotrzymane to założyciel SpaceX (a także PayPala oraz Tesla Inc.) skolonizuje Marsa szybciej niż NASA.

Drugą ciekawostką jest sposób, w jaki Musk zamierza wysłać ludzi na podbój kosmosu. Środek transportu o nazwie mówiącej samej za siebie - Big F**king Rocket ma pozwolić na wielokrotne użycie rakiet. Elon Musk z rozbrajającą szczerością zadaje następujące pytanie: "Skoro budujemy rakiety warte prawdziwe krocie, by wyrzucić je już po pierwszym użyciu, to dlaczego by nie wykorzystywać ich ponownie?" Takie rozwiązanie pozwala na znaczne zaoszczędzenie kosztów kosmicznych podróży, jednak co ciekawe (dzisiaj funduję Wam prawdziwe gradobicie ciekawostek), w pewnym momencie w czasie prac nad stworzeniem systemu BFR, SpaceX było bliskie bankructwa. Trzy pierwsze starty rakiety nośnej Falcon 1 zakończyły się niepowodzeniem, a gdyby sytuacja powtórzyła się podczas czwartego startu, firma musiałaby zostać zamknięta.

Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Do czasu wystąpienia na konferencji zanotowano 16 udanych lądowań z rzędu. Musk zapowiada, iż jego środek transportu pod względem niezawodności będzie mógł konkurować z najbezpieczniejszymi liniami lotniczymi. Przy okazji warto wspomnieć, że stworzony przez SpaceX środek transportu ma w przyszłości posłużyć również do podróży międzypaństwowych, czy tez międzykontynentalnych. Przykład? Podróż z Nowego Jorku do Szanghaju? Nie ma sprawy! Odległość równą niespełna 12 tys. kilometrów pokonamy w 39 minut. Jakiś czas temu napisałem dla Was artykuł o możliwej rewolucji w transporcie lądowym, a wygląda na to, że pochodzący z Afryki wizjoner zamierza również zrewolucjonizować transport powietrzny. BFR ma posłużyć także do sprzątania kosmosu (o tym problemie pisałem tutaj), dostarczania ładunków stacjom kosmicznym, czy wznoszenia na orbitę różnego rodzaju przedmiotów, np. teleskopów.

Powiedzmy sobie kilka słów na temat samego BFR. Jak już wspomniałem, nazwa mówi sama za siebie - jest to bardzo duży środek transportu - ponad 100 metrów długości i ok. 9 metrów średnicy. Takiego kolosa ważącego 4400 ton na naszą orbitę ma wznieść 31 silników o nazwie Raptor. Sam statek to pojazd o długości 48 metrów mogący pomieścić stuosobową załogę. Kluczową kwestią jest paliwo. Zdecydowano się na mieszankę metanu i tlenu - według przeprowadzonych badań oba te składniki będzie można wytwarzać na Marsie, ba główny zainteresowany ma już plan na zbudowanie pierwszej osady.

Chętnych na wyruszenie na "podbój kosmosu" podobno nie brakuje, musimy jednak powiedzieć sobie o jednym poważnym zagrożeniu, którym jest niedoskonałość ludzkiego ciała. Po pierwsze chciałbym poruszyć kwestię ludzkiego mózgu. Na "Czerwoną planetę" powinny być wysłane osoby o niezwykle silnej psychice, pozbawione jakichkolwiek lęków. Osobiście nie wyobrażam sobie kilkudziesięciodniowej podróży do miejsca, w którym nie wiem, co mnie czeka, z którego w najbliższym czasie nie ma powrotu, a wreszcie z którego nie będę w stanie skontaktować się z bliskimi mi osobami. Po drugie jest jeszcze kwestia naszego ciała, bo czy jesteśmy w stanie ze stuprocentową pewnością stwierdzić, że nasz ludzki organizm, który spędzi na Marsie "x" dni/miesięcy/lat (dowolne skreślić) nie ulegnie żadnym "uszkodzeniom"?