Od miesięcy często na łamach Paszportu staram się prezentować sektor farmaceutyczny/ biotechnologiczny, jako potencjalnie atrakcyjny do krótkoterminowej spekulacji. Spółki z branży to instrumenty, na których można bardzo dobrze zarobić w krótkim terminie, ale jako że ryzyko jest wysokie, potrafią również solidnie sponiewierać rachunek inwestora. Wyjaśniamy dlaczego.

Lista firm z branż biotechnology oraz drug manufactures kwotowanych na nowojorskim parkiecie jest długa - obecnie będzie to ponad 550 spółek. Z racji wysoce wyspecjalizowanej branży, nie da się tego ogarnąć w żaden sposób. Niemal każdego miesiąca w ramach ofert IPO grupa powiększa się o kolejnych kilku nowych przedstawicieli. Obok czołowych gigantów pharmy produkujących leki w skali światowej jak Pfizer, GlaxoSmithKline czy duński Novo Nordisk, znajdziemy setki mniejszych spółeczek, które najczęściej są nierentowne (bo nie mają znanego produktu), a jedynym czynnikiem trzymającym je przy życiu oraz wpływającym na cenę akcji, jest fakt opracowywania jednego czy dwóch leków (preparatów) na konkretne dolegliwości i choroby.

Proces jest długi i kosztowny: właściwe testy składają się z trzech etapów, które nadzoruje amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (FDA). Statystyka jest jednak bardzo niekorzystna - mniej niż 1 na 10 leków uzyskuje aprobatę FDA i może zostać dopuszczony na rynek konsumencki. Akcje dwóch trzecich spółek są notowane w cenie poniżej 10 USD, a niemal połowa to spółki groszowe poniżej 5 USD i tzw. penny stocks o niskiej płynności. Choćby z tego względu są tak bardzo popularne wśród drobnych spekulantów - niska cena nominalna to mniejsze wymogi kapitałowe na rachunku inwestycyjnym, byle jaki news wypycha kurs (na chwilę) skupiając uwagę szukających szybkiego zarobku. Przykłady można mnożyć w nieskończoność, codziennie jest jakiś farmaceutyk do zagrania. Amerykański internet (szczególnie wśród tych, którzy uczą jak grać i sprzedają szkolenia) jest pełen gotowych strategi i zachęt dla potencjalnych spekulantów. Zdarzają się jednak newsy, które załamują kurs spółki z dnia na dzień na dobre i wówczas jest koniec gry.

Nie dalej jak kilka dni temu, przykry los dotknął udziałowców Savara Pharmaceuticals (SVRA  ), które spadły (z sesji na sesję) o prawie 76% po tym, gdy firma poinformowała, że preparat Molgradex do leczenia rzadkiej choroby płuc, nie spełnił oczekiwanych rezultatów w badaniu fazy 3 testów. Akcje spadły poniżej 3 USD, gdy sesję wcześniej kosztowały 10,57 USD. Daleko sięgające plany spółki mówiące o rocznej sprzedaży leku w kwocie setek mln USD, rozsypały się jak domek z kart. Po takiej informacji podaż rusza do ataku, nikt nie chce już akcji, ponieważ są bez wartości, a Wall Street traci zainteresowanie. Spółka spada na głęboki margines. Nie ma tygodnia na giełdzie w Nowym Jorku, aby nie zdarzyła się podobna historia. Statystyka nie jest doskonała, ale nie kłamie. Balon pęka. Game over.

Wniosek jest bardzo prosty. Inwestowanie w spółki parające się opracowywaniem preparatów leczniczych, szczególnie w dłuższym terminie, stanowi bardzo niekomfortowy i ryzykowny biznes. Inwestor nie zna dnia ani godziny, kiedy może pójść coś nie tak i - bez szans na reakcję - szybko straci pieniądze. ''Farmaceutyki' to spółki dobre do krótkoterminowej spekulacji (i tylko w tych kategoriach powinny być postrzegane), gdy wychodzi news, który wzmaga zainteresowanie ulicy, pojawia się wolumen (najczęściej kilkunastokrotnie większy od średniej), akcje otwierają sesję z gap'em (tzw. luka otwarcia). W ramach krótkoterminowej spekulacji, niewskazane jest, a nawet niedopuszczalne zostawianie pozycji na noc, aby uniknąć możliwego rozczarowania na następny dzień, gdy emocje już opadną, a rynek straci zainteresowanie papierem i przeceni go w 'pre markecie'.

Spekulacja na farmaceutykach to bardzo dobrze płatne zajęcie, ze względu na wysokie stopy zwrotu w krótkim terminie, ale jednocześnie niezwykle grząski grunt zarezerwowany dla giełdowych graczy, którzy wiedzą co robią. Rozgrywając farmaceutyki trzeba liczyć się z dużym ryzykiem.