Pierwsze przemówienie Donalda Trumpa przed Kongresem zaskoczyło wielu zrównoważonym tonem - prezydent wyraźnie starał się zachowywać stosownie do powagi urzędu. Był spokojniejszy niż zwykle i posługiwał się bardziej optymistycznym językiem, który miał łączyć, a nie dzielić. Przyczyną powściągliwości Trumpa jest prawdopodobnie najniższy w historii wskaźnik poparcia dla prezydenta, oscylujący w granicach 38-50%. Jego przemówienia wciąż budzą entuzjazm wśród białych, niewykształconych obywateli, którzy stanowią znaczną część jego wyborców. Jeśli jednak chce dotrzeć do szerszego grona Amerykanów i zdobyć większą przychylność, musi stać się bardziej neutralny.

Z przemówienia Donalda Trumpa wyłania się nacjonalistyczny obraz Stanów Zjednoczonych, "nowego rozdziału historii wielkiej Ameryki". "Od teraz Ameryka będzie umacniać się dzięki naszym aspiracjom zamiast uginać się pod ciężarem strachu, inspirować się przyszłością zamiast rozpamiętywać porażki z przeszłości i dążyć do realizacji wizji zamiast pozwalać, by wątpliwości nas zaślepiały" - mówił. Wzniosłe przemówienia Trumpa nie są jednak poparte czynami. Senator Chuck Schumer z Partii Demokratycznej w rozmowie z CNN stwierdził: "Jeśli Trump nie zacznie robić tego, o czym mówi, będzie miał duże kłopoty".

Rzeczywistość jest póki co zupełnie inna. Trump w swoim przemówieniu niejednokrotnie mijał się z prawdą. Potwierdził powszechną opinię co do rzekomych "miliardów strat rocznie" spowodowanych imigracją. W rzeczywistości jednak zjawisko to ma pozytywny wpływ na wzrost gospodarczy w dłuższej perspektywie. Twierdził również, że Stany Zjednoczone wydały 6 bilionów dolarów na działania na Bliskim Wschodzie, podczas gdy faktycznie było to 1,7 biliona. Obiecywał, że zadba o "czyste powietrze i czystą wodę", a kilka godzin wcześniej podpisał decyzję o wycofaniu wprowadzonych w 2015 r. zasad ochrony środowiska wodnego. Mówił, że 94 miliony Amerykanów są bez pracy, jednak nie wspomniał, że do tej grupy wliczają się gospodynie domowe, studenci oraz emeryci, z których większość wcale nie chce pracować. Również twierdzenie, że granice Stanów Zjednoczonych były wcześniej szeroko otwarte dla wszystkich, jest nieprawdą. W rzeczywistości od 2001 r. liczba pracowników oraz budżet służby kontroli granicznej wzrosły dwukrotnie.

Dla zwolenników Trumpa nieścisłości w jego wypowiedziach nie mają jednak dużego znaczenia w obliczu jego obietnic. Według ankiety przeprowadzonej niedawno przez Politico i Morning Consult 56% wyborców uważa, że prezydent realizuje swój program wyborczy (niezależnie od tego, czy się z nim zgadzają). Od momentu inauguracji Trump stara się sprawiać wrażenie stale aktywnego. Często występuje przed kamerą, aby pokazać wyborcom, że chroni miejsca pracy przed likwidacją, spotyka się z politycznymi przywódcami, powstrzymuje nielegalnych imigrantów i zawsze stawia Amerykę na pierwszym miejscu. Jeśli jednak chce, aby Kongres wyraził zgodę na finansowanie jego planów, musi dotrzeć do większej liczby Amerykanów. Czas pokaże, czy pomogło w tym jego pierwsze przemówienie.