Dwunasty tydzień urzędowania Trumpa przyniósł ostrą krytykę w mediach i liczne kontrowersje. Miały one związek między innymi z nieprawdziwymi wypowiedziami na temat Adolfa Hitlera ze strony rzecznika Białego Domu, rosnącymi napięciami pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Koreą Północną oraz trwającym śledztwem i podejrzeniami w sprawie ingerencji Rosjan w ubiegłoroczne wybory prezydenckie. Ponadto w czwartek w Afganistanie zrzucono największą nienuklearną bombę, co zrodziło pytania o zasadność takiej interwencji.

Za incydent, który wywołał największe kontrowersje, można uznać wypowiedź Seana Spicera dotyczącą ataku chemicznego dokonanego przez syryjskiego przywódcę Baszara al-Assada. Spicer stwierdził, że Assad jest gorszy niż Hitler, gdyż ten drugi nie używał broni chemicznej przeciwko "swoim obywatelom". Założył więc, że niemieccy Żydzi zamordowani w komorach gazowych podczas Holokaustu nie byli obywatelami Niemiec, co nie jest prawdą. Wypowiedź Spicera wpisuje się w utrwalony antysemicki pogląd, w myśl którego Żydzi nigdy nie mogą stać się prawdziwymi członkami innych narodów. Dziennikarze dali rzecznikowi Białego Domu szansę uratowania się, jednak on pogorszył tylko sytuację, określając obozy koncentracyjne mianem "ośrodków Holokaustu" i utrzymując, że Hitler nie atakował niewinnych ludzi. Spicer wielokrotnie przepraszał za swoje słowa, lecz nie jest w stanie cofnąć wyrządzonej szkody. Wiele osób domaga się jego dymisji.

Sean Spicer
Sean Spicer

Trwa śledztwo w sprawie ingerencji Rosji w ubiegłoroczne wybory prezydenckie. We wtorek "The Washington Post" doniósł, że latem FBI otrzymało nakaz sądowy monitorowania działalności Cartera Page'a, doradcy Trumpa. Miał on być uznawany za rosyjskiego agenta. Ponadto Paul Manafort, były szef kampanii wyborczej Trumpa, zarejestrował się w ministerstwie sprawiedliwości jako "agent obcego państwa" w związku z wcześniejszą działalnością polityczną na Ukrainie. Doniesienia te stanowią kolejny dowód na zaangażowanie Rosji w kampanię prezydenta.

Rosną napięcia między Stanami Zjednoczonymi a Koreą Północną. Odchodząc z urzędu, Barack Obama poradził Trumpowi, by zwrócił szczególną uwagę na kraj rządzony przez Kim Dzong Una, który znacznie przyspieszył zapoczątkowany przez ojca program nuklearny. Wydaje się, że Kim zamierza wyposażyć międzykontynentalną rakietę balistyczną w głowicę nuklearną, uzasadniając to chęcią zapewnienia narodowi bezpieczeństwa. Po objęciu urzędu Trump opublikował kilka tweetów wzywających Chiny do podjęcia kroków w celu powstrzymania Korei Północnej. W marcu sekretarz stanu Rex Tillerson groził, że jeśli Pjongjang będzie nadal rozwijać program nuklearny, Stany Zjednoczone rozważą atak prewencyjny. Stwierdził też, że "polityka strategicznej cierpliwości dobiegła końca". Mimo sprzeciwu Chin USA rozpoczęły wdrażanie systemu obrony rakietowej THAAD w Korei Południowej. Skierowały też lotniskowiec w kierunku Korei Północnej. Chińczycy znaleźli się zatem w środku konfliktu, pomiędzy dwoma nieprzewidywalnymi przywódcami dysponującymi bronią jądrową: Kim Dzong Unem i Donaldem Trumpem. Wskutek agresji ze strony administracji Trumpa stosunki Chin z Pjongjangiem uległy wyraźnemu ochłodzeniu, co każe zastanowić się nad przyszłością wieloletniego sojuszu między państwami.