W trzydziestym tygodniu urzędowania prezydent Stanów Zjednoczonych wzbudził kontrowersje wypowiedzią na temat zamieszek na tle rasistowskim, do jakich doszło w Charlottesville w stanie Wirginia. Podczas demonstracji zginęła 32-letnia kobieta.

11 sierpnia na kampusie University of Virginia zorganizowano zgromadzenie pod hasłem "Unite the Right" (ang. "Zjednoczyć prawicę"). Uczestnicy protestowali przeciwko planom usunięcia pomnika generała Konfederacji Roberta E. Lee. Manifestanci przeszli przez miasto z pochodniami i flagami, na których widniały nazistowskie symbole, skandując: "Nie zastąpicie nas" oraz "Życie białych ma znaczenie". Następnego dnia biali nacjonaliści ponownie pojawili się na ulicach i spotkali się z kontrmanifestantami. Przed południem w ruch poszły kije, gaz pieprzowy i pięści. 20-letni James Alex Fields Jr. wjechał w kontrmanifestantów samochodem, zabijając aktywistkę Heather Heyer i raniąc 19 innych osób.

W odpowiedzi na dramatyczne wydarzenia w Charlottesville Trump potępił "przejawy nienawiści, bigoterii i przemocy z wielu stron". Wypowiedź ta została skrytykowana zarówno przez Republikanów, jak i przez Demokratów. Politycy uznali, że prezydent zrównał rasistowskie zachowanie białych nacjonalistów z reakcją kontrmanifestantów. Republikański senator Cory Gardner stwierdził na Twitterze: "Panie prezydencie, zło trzeba nazywać po imieniu. To byli biali suprematyści i to był krajowy terroryzm".

W obliczu krytyki Biały Dom zorganizował spotkanie z szefem FBI Christopherem Wrayem oraz prokuratorem generalnym Jeffem Sessionsem, na którym podjęto decyzję o wszczęciu dochodzenia w sprawie tragicznych wydarzeń w Charlottesville. Po rozmowie ze współpracownikami Trump otwarcie potępił uczestników wiecu, stwierdzając: "Rasizm to zło, a ci, którzy dopuszczają się przemocy w jego imię, to kryminaliści i bandyci. Ku Klux Klan, neonaziści, biali suprematyści i inne grupy szerzące nienawiść budzą w nas, Amerykanach, odrazę".

Mimo wygłoszonego w ubiegły poniedziałek oświadczenia 71-letni prezydent wciąż jest krytykowany. Niezadowolenie z jego pierwszej reakcji na zamieszki w Charlottesville wyrazili również przedsiębiorcy. Z doradzania Trumpowi zrezygnowało ośmiu szefów korporacji, w tym Afroamerykanin Kenneth Frazier, prezes spółki farmaceutycznej Merck (MRK  ), który oświadczył: "Amerykańscy przywódcy muszą respektować nasze najważniejsze wartości, stanowczo odrzucając wszelkie przejawy nienawiści, bigoterii i supremacji, które przeczą idei równości wszystkich ludzi. Jako prezes Merck i człowiek sumienia mam obowiązek sprzeciwić się nietolerancji i ekstremizmowi". Z paneli doradczych wycofali się również szef Johnson & Johnson (JNJ  ) Alex Gorsky i prezes United Technologies (UTX  ) Greg Hayes.

16 sierpnia media doniosły, że wszyscy członkowie paneli porozumieli się i jednomyślnie zrezygnują z doradzania prezydentowi. Trump nie czekał na ich oficjalne oświadczenie i rozwiązał organy za pośrednictwem Twittera, stwierdzając, że nie zamierza "wywierać presji" na przedsiębiorcach.

Komentarze prezydenta odnoszące się do wydarzeń w Charlottesville wywarły wpływ na całe społeczeństwo. Rozwiązanie paneli doradczych odbije się natomiast na decyzjach dotyczących przemysłu i ogółu przedsiębiorców. Czas pokaże, jak Trump będzie sobie radził bez konsultacji z szefami największych korporacji.