W ostatnim czasie głośno jest o skandalach z udziałem Ubera. Niedawno spółka próbowała wykorzystać protest przeciwko kontrowersyjnemu zakazowi wjazdu do Stanów Zjednoczonych dla uchodźców oraz imigrantów z krajów muzułmańskich, aby zareklamować swoje usługi, w związku z czym popularność zyskał hashtag #DeleteUber. Teraz zaś okazuje się, że firma będzie musiała wypłacić nowojorskim kierowcom ponad 45 mln dolarów odszkodowania.

Uber powstał w 2009 r. Na czele firmy stoi prezes Travis Kalanick, jeden ze współzałożycieli, który nie cieszy się jednak najlepszą opinią. Spółka rozpoczęła działalność w San Francisco, gdzie znajduje się jej główna siedziba. W 2010 r. pojawiła się aplikacja mobilna Ubera, która podbiła najpierw Stany Zjednoczone, a potem cały świat. Obecnie dostępne są usługi Uber X oraz Uber Pool - kierowcy mogą pracować dla firmy, wykorzystując własny samochód, a użytkownicy współdzielić przejazd i jego koszty z innymi osobami korzystającymi z aplikacji. Uber to jednak już nie tylko wspólne przejazdy. Powstała również siostrzana aplikacja UberEATS, która umożliwia zamawianie jedzenia z dostawą do domu. Spółka dąży też do wprowadzenia autonomicznych samochodów. Niemniej jednak kontrowersje wokół firmy oraz jej prezesa, dotyczące m.in. złego traktowania pracowników oraz kłótni o zarobki pomiędzy Kalanickiem a jednym z kierowców, nadszarpnęły wizerunek Ubera w oczach klientów.

Dyrektor generalny Ubera, Travis Kalanick.
Dyrektor generalny Ubera, Travis Kalanick.

W ubiegłym tygodniu Uber poinformował, że omyłkowo zaniżył wysokość wypłat niektórym kierowcom, pobierając prowizję w wysokości przekraczającej wcześniejsze ustalenia. 25% naliczano bowiem od pełnej kwoty, jaką otrzymywał kierowca od pasażera, nie odejmując podatku i innych opłat. Niektórzy uznali to za świadome okradanie pracowników. Zgodnie z porozumieniem zawartym między Uberem a kierowcami w 2014 r. prowizja powinna bowiem być naliczana od kwoty netto. Sytuację pogorszył opublikowany pod koniec lutego filmik ukazujący kłótnię Travisa Kalanicka z kierowcą, który poskarżył się prezesowi, że zarabia coraz mniej.

Rachel Holt, dyrektor operacyjna Ubera na rynek północnoamerykański, zapewniła, że firma "chce jak najszybciej oddać kierowcom każdego należnego centa wraz z odsetkami".

Firma próbuje się teraz wykazać. Kierowcy mają otrzymać średnio 900 dolarów odszkodowania. Najwyższa wypłata wyniesie natomiast aż 7000 dolarów plus odsetki.

Independent Drivers Guild, nowojorskie stowarzyszenie niezależnych kierowców, wyraziło nieufność wobec Ubera i podobnych spółek. Dyrektor wykonawczy Ryan Price wypowiedział się na ten temat szerzej, stwierdzając, że kierowcy "żądają natychmiastowego wszczęcia śledztwa wobec firm transportowych umożliwiających współdzielenie przejazdów w Nowym Jorku, między innymi w sprawie naliczania prowizji od kwot brutto zamiast netto oraz pobierania opłat od klientów z góry, co prowadzi do zawyżania należności".

Podczas gdy kierowcy oczekują na wprowadzenie przepisów regulujących ich pracę dla firm umożliwiających współdzielenie przejazdów, konkurenci Ubera, w tym Lyft, zyskują nowych klientów, zniechęconych do spółki Kalanicka przez coraz to nowe skandale. Lyft uważany jest obecnie za firmę przyjazną kierowcom. Według Business Insider przyczyniło się to do zwiększenia udziału spółki w rynku mimo silnej konkurencji.

Aby nie stracić wiodącej pozycji wśród firm transportowych, Uber musi wziąć przykład z konkurentów, którzy wykazują się większą przyzwoitością w relacjach z kierowcami.