Globalizacja ma obecnie kłopoty. Populistyczna reakcja, uosabiana przez prezydenta USA Donalda Trumpa, jest w stadium rozwoju. Kipiąca wojna handlowa między Chinami a Stanami Zjednoczonymi mogłaby łatwo się skończyć. Kraje w Europie zamykają swoje granice dla imigrantów. Nawet najwięksi twórcy globalizacji przyznają teraz, że przyniosła ona nierówne korzyści i że coś będzie musiało się zmienić. Dzisiejsze nieszczęścia mają swoje korzenie w latach 90., kiedy politycy ustawili świat na swojej obecnej ścieżce.

W handlu transformacja została zapoczątkowana przez utworzenie Światowej Organizacji Handlu w 1995 r. WTO nie tylko utrudniło krajom ochronę przed międzynarodową konkurencją, ale także sięgnęło do obszarów polityki, których zasady handlu międzynarodowego nie dotknęły wcześniej: rolnictwa, usług, własności intelektualnej, polityki przemysłowej. Jeszcze bardziej ambitne regionalne umowy handlowe, takie jak North American Free Trade Agreement, rozpoczęły się mniej więcej w tym samym czasie. W finansach zmiana była naznaczona fundamentalną zmianą postaw rządów w stosunku do zarządzania przepływami kapitału i liberalizacją. Popierane przez Stany Zjednoczone i organizacje globalne, takie jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, kraje uwolniły ogromne ilości krótkoterminowych środków finansowych, aby przekraczać granice w poszukiwaniu wyższych zysków.

W tamtych czasach zmiany te wydawały się opierać na solidnej ekonomii. Otwartość na handel doprowadziłaby gospodarki do alokacji swoich zasobów tam, gdzie byłyby najbardziej produktywne. Kapitał płynąłby z krajów, w których był obfity, do krajów, w których był potrzebny. Handel i liberalne finanse uwolniłyby prywatne inwestycje i napędzały globalny wzrost gospodarczy. Ale te nowe ustalenia wiązały się z ryzykiem, którego globaliści nie przewidzieli, chociaż teoria ekonomiczna mogła przewidzieć negatywne skutki globalizacji równie dobrze, jak wzrost.

Zwiększony handel z Chinami i innymi krajami o niskich płacach przyspieszył spadek zatrudnienia w przemyśle w krajach rozwiniętych, pozostawiając wiele z nich w trudnej sytuacji społecznej. Finansjalizacja gospodarki światowej spowodowała najgorszy kryzys finansowy od czasów Wielkiego Kryzysu. Po katastrofie instytucje międzynarodowe promowały politykę oszczędności, która jeszcze bardziej pogorszyła szkody. Politycy i politycy bagatelizowali te problemy, zaprzeczając, że nowe warunki globalnej gospodarki wiązały się z poświęceniem suwerenności. Jednak wydawali się unieruchomieni przez te same siły. Centroprawica i centrolewica nie zgadzały się nie tyle co do zasad nowej światowej gospodarki, ale głównie co do tego, jak powinny dostosować do nich swoje narodowe gospodarki. Prawica chciała obniżyć podatki i obalić przepisy; lewica poprosiła o zwiększenie wydatków na edukację i infrastrukturę publiczną. Obie strony zgodziły się, że gospodarki muszą zostać przebudowane w imię globalnej konkurencyjności.

Globalizacja, wykrzyknął prezydent USA Bill Clinton, "jest ekonomicznym odpowiednikiem siły natury, takiej jak wiatr lub woda". Premier Wielkiej Brytanii Tony Blair wyśmiewał tych, którzy chcieli "debatować o globalizacji", mówiąc: "równie dobrze można dyskutować, czy jesień powinien pójść w ślady lata. "Jednak nie było nic nieuniknionego na drodze, którą podążał świat od lat 90. Międzynarodowe instytucje odegrały swoją rolę, ale globalizacja była bardziej stanem umysłu niż prawdziwym ograniczeniem polityki wewnętrznej. Zanim to się stało, kraje eksperymentowały z dwoma bardzo różnymi modelami globalizacji: złotym standardem i systemem Bretton Woods. Nowa globalizacja była bliżej ducha historycznie bardziej odległego i bardziej inwazyjnego standardu złota. To jest źródłem wielu dzisiejszych problemów. Dzisiejsi politycy powinni odwoływać się do bardziej elastycznych zasad Bretton Woods, jeśli mają stworzyć sprawiedliwszą i bardziej zrównoważoną globalną gospodarkę. W erze Bretton Woods gospodarka światowa była rozdarta. Kraje rozwinięte i rozwijające się rozwijały się w niespotykanym dotąd tempie. Handel i bezpośrednie inwestycje zagraniczne zwiększyły się jeszcze szybciej, wyprzedzając wzrost światowego PKB. Udział eksportu w globalnej produkcji wzrósł ponad trzykrotnie, z mniej niż 5 procent w 1945 r. do 16 procent w 1981 r. Ten sukces był niezwykłym potwierdzeniem idei Keynesa, że ​​globalna gospodarka funkcjonuje najlepiej, gdy każdy rząd dba o własną gospodarkę i społeczeństwo.

Politycy nie mogą już reanimować systemu Bretton Woods we wszystkich jego szczegółach; świat nie może (i nie powinien) powrócić do stałych kursów wymiany, wszechobecnej kontroli kapitału i wysokiego poziomu ochrony handlu. Ale politycy mogą czerpać z lekcji, aby stworzyć nową, zdrowszą globalizację. Unilateralizm Trumpa jest złą drogą. Politycy powinni działać na rzecz ożywienia legitymacji wielostronnego reżimu handlowego, a nie jego tłumienia. Sposobem na osiągnięcie tego nie jest jednak dalsze otwarcie rynków i zaostrzenie globalnych zasad handlu i inwestycji. Bariery w handlu towarami i wiele usług są już dość niskie. Zadanie polega na zapewnieniu większego poparcia dla światowej gospodarki, która jest otwarta pod istotnymi względami, nawet jeśli nie spełnia ideału gospodarki globalnej.

Budowanie tego wsparcia będzie wymagało nowych norm międzynarodowych, które zwiększą przestrzeń dla rządów do realizacji celów krajowych. Dla krajów bogatych będzie to oznaczać system, który pozwoli im na odtworzenie krajowych umów społecznych. Zestaw zasad, które pozwalają krajom tymczasowo chronić wrażliwe sektory przed konkurencją, wymaga reform. Na przykład WTO pozwala krajom na nakładanie tymczasowych taryf, znanych jako cła antydumpingowe, na przywóz sprzedawany przez zagraniczną firmę poniżej kosztów, które grożą wyrządzeniem szkody przemysłowi krajowemu. WTO powinna również pozwolić rządom reagować na tzw. dumping socjalny, czyli praktykę krajów naruszającą prawa pracowników, aby utrzymać płace na niskim poziomie i przyciągnąć produkcję. System antydumpingowy pozwoliłby krajom chronić nie tylko zyski przemysłu, ale także standardy pracy. W przypadku krajów rozwijających się przepisy międzynarodowe powinny uwzględniać potrzebę rządów do restrukturyzacji ich gospodarek w celu przyspieszenia wzrostu. WTO powinna również rozluźnić przepisy dotyczące subsydiów, inwestycji i praw własności intelektualnej, które ograniczają zdolność krajów rozwijających się do pobudzania poszczególnych gałęzi przemysłu.

Jeśli Chiny i Stany Zjednoczone mają rozwiązać swój konflikt handlowy, muszą uznać, że różnice między ich gospodarkami nie znikną. Chiński cud gospodarczy został zbudowany na polityce przemysłowej i finansowej, która naruszyła kluczowe założenia nowego globalnego reżimu: subsydia dla preferowanych gałęzi przemysłu, wymagania, które zagraniczne firmy przenoszą technologię do firm krajowych, jeśli chcą działać w Chinach, wszechobecna własność państwowa i kontrola walutowa . Chiński rząd nie zamierza teraz porzucić takich polityk. To, co firmy amerykańskie postrzegają jako kradzież własności intelektualnej, jest uświęconą praktyką, którą młode Stany Zjednoczone same stosowały, gdy nadrabiały zaległości w uprzemysłowieniu Anglii w XIX wieku.

Ze swojej strony Chiny muszą zdać sobie sprawę, że Stany Zjednoczone i kraje europejskie mają uzasadnione powody, aby chronić swoje umowy społeczne i technologie rodzime przed chińskimi praktykami. Biorąc stronę ze stosunków amerykańsko-sowieckich w czasie zimnej wojny, Chiny i Stany Zjednoczone powinny dążyć raczej do pokojowego współistnienia niż konwergencji. W finansach międzynarodowych kraje powinny przywrócić normę, którą rządy krajowe uzyskują, aby kontrolować transgraniczną mobilność kapitału, zwłaszcza krótkoterminowego. W przepisach należy priorytetowo traktować integralność krajowych polityk makroekonomicznych, systemów podatkowych i regulacji finansowych dotyczących wolnych przepływów kapitałowych. Międzynarodowy Fundusz Walutowy już odwrócił sprzeciw wobec kontroli kapitału, ale rządy i instytucje międzynarodowe powinny bardziej tolerować ich wykorzystanie.