Minęło niespełna pięć miesięcy od kiedy pisałem o rekordowo wysokiej cenie dolara w stosunku do naszej rodzimej waluty. Dziś sytuacja zmieniła się o 180 stopni - amerykańska waluta notuje najniższe ceny od listopada i podobnie jak w przypadku wzrostów, tak i w przypadku spadków przyjrzymy się bliżej tejże sytuacji.

Jeżeli spojrzymy na wykres zauważymy, że trend spadkowy zaczął się 21 grudnia ubiegłego roku. Wówczas za jednego dolara trzeba było zapłacić ok. 4,25 zł. Dziś co prawda wydaje się, że jego kurs znowu zaczyna rosnąć, jednak od 18 marca, kiedy to została "złamana" granica 4 złotych, dolarowi nie udało się jej z powrotem przebić. Jeśli weźmiemy pod uwagę okres ostatnich trzech tygodni, zauważymy, że minimum (3,90 zł) zostało osiągnięte 29 marca. Amerykańska waluta ostatni raz była tak tania na początku listopada ubiegłego roku. Fani astronomii mogą zauważyć, że zima przez dolara została "przywitana" wyjątkowo wysokim kursem, z kolei wiosna odwrotnie, choć określenie "wyjątkowo" w tym drugim przypadku jest swojego rodzaju nadużyciem. W ciągu ostatnich dwóch lat dolar kosztował już mniej (3,52 zł), z kolei nie więcej niż wspomniane 4,25 zł. Zostawmy astronomię i wydarzenia sprzed dwóch lat i skupmy się na tym, co dzieje się ostatnio. Skąd ten spadek?

Jednym z głównych czynników są różnice w polityce pieniężnej prowadzonej przez oba kraje - Polskę i USA. Podczas gdy FED na marcowym posiedzeniu zdecydował o pierwszej podwyżce stóp procentowych w 2017 roku, o czym pisałem dla Was tutaj, NBP pozostawił je na rekordowo niskim poziomie - stopa referencyjna wynosi obecnie 1,8 proc. Co więcej, o ile w Stanach Zjednoczonych stopy mają być stopniowo podnoszone (jeszcze kilka razy w tym roku), o tyle w naszym rodzimym kraju ich poziom nie zmieni się prawdopodobnie do końca przyszłego roku. Zmiany w kursach walutowych zawsze należy rozpatrywać wielokierunkowo. Po podwyżce stóp procentowych dolar teoretycznie powinien rosnąć, z kolei spadek poziomu stóp, czy też ich niższa wartość, powinna powodować pozbywanie się polskiej waluty przez inwestorów, a tym samym osłabianie złotego. Jakie są więc inne czynniki? Według niektórych opinii na rynku ciągle panuje niepewność w związku z prezydenturą Trumpa. Tak, cały czas spełnia on swoje przedwyborcze obietnice, jednak pod dużym znakiem zapytania pozostaje ich długoterminowy wpływ na gospodarkę państwa zza oceanu. Z drugiej strony mamy dobre dane płynące z "wnętrza" naszego kraju - od początku bieżącego roku w związku ze zwiększonymi wpływami VAT-owskimi notowana jest nadwyżka w budżecie państwa. Na koniec lutego nadwyżka ta wyniosła niespełna miliard złotych. Według analityka rynków finansowych - Marcina Kiepasa - istotnym czynnikiem podczas umacniania się rodzimej waluty jest zachowanie regionalnych kursów walut, czy też kursów rynków wschodzących, do których Polska ciągle jest zaliczana. W tym samym czasie względem dolara podobnie zachowywał się choćby węgierski forint, czy waluta Unii Europejskiej - euro.

Przewidywania na przyszłość? W związku z ostatnimi wydarzeniami na świecie nie są dobre. Jak zapewne wiecie, Stany Zjednoczone zdecydowały się zaatakować Syrię. Może to oznaczać wzrost cen ropy naftowej będącej jednym z najważniejszych surowców na świecie. Sęk w tym, że jest ona skorelowana właśnie z dolarem. W przeszłości często, lecz nie zawsze, zdarzało się, że gdy ceny ropy szły w górę, dolar tracił na swojej sile. Z kolei umocnienie złotego należy rozpatrywać raczej w aspektach krótkoterminowych. Sytuacja polityczna w Polsce jest ciągle niestabilna i niewiele wskazuje na to, żeby miało się to zmienić, co z pewnością nie będzie wpływać korzystnie na siłę naszej "złotówki".