Od początku bieżącego miesiąca amerykańska waluta cechuje się silnym trendem wzrostowym - zjawisko to określa się terminem aprecjacji waluty, a w tym przypadku właśnie USD. Jeżeli spojrzymy na wykres zobaczymy, iż 4 listopada za dolara na rynku walutowym trzeba było zapłacić "jedyne" 3,88 zł - dziś jest to już 4,19 zł. Trzeba przyznać, iż jeżeli ktoś w tym czasie postanowił "grać" na tej parze walutowej nie może mieć powodów do narzekań - niemal 8% stopa zwrotu w 3 tygodnie to dobry wynik. Powodów do radości nie będą mieć jednak wszyscy - choćby osoby, czy też przedsiębiorstwa zadłużone w tejże walucie. Dolar przekraczał już w tym roku "okrągły" próg 4 zł - na początku roku utrzymywał się na tym poziomie ponad 2 tygodnie. Czy ten wynik zostanie "pobity"? Tego nie wiemy, wiemy natomiast, że obecna cena to notowania najwyższe od 14 lat. Spróbujmy sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak się stało?
Wyjdźmy od ogółu - w dużym skrócie kurs waluty kształtowany jest przez sytuację gospodarczą w danym państwie (bądź jak w przypadku Unii Europejskiej - strefie) oraz różnego rodzaju wydarzenia na świecie. Obecnie mamy do czynienia z dużą niepewnością na rynkach finansowych całego świata, która związana jest z Brexitem oraz dyskusjami na temat przyszłej polityki Stanów Zjednoczonych w czasie prezydentury Donalda Trumpa.
Zestawiając te informacje obok siebie możemy wywnioskować, iż w czasach niepewności inwestorzy będąc "uciekać" ze swoim kapitałem tam, gdzie będą mogli liczyć na względną stabilność i względne bezpieczeństwo. Paradoksalnie mimo wyboru Donalda Trumpa na prezydenta USA obligacje tego kraju ciągle uważane są za bezpieczny instrument finansowy. Ponadto spora część inwestorów wiąże nadzieje z zapowiadanymi przez Trumpa reformami gospodarczymi, które mają wesprzeć samą gospodarkę oraz poprawić konkurencyjność Stanów Zjednoczonych. Analitycy spodziewają się przede wszystkim wzrostu inflacji, a jeśli rzeczywiście inflacja wzrośnie, prawdopodobnie i stopy procentowe będą musiały zostać podwyższone, ponieważ służą one jako narzędzie do "hamowania" inflacji przez bank centralny, w tym przypadku FED. Zgodnie z teorią wzrost stóp procentowych w USA będzie wywoływał napływ kapitału, a w konsekwencji umacnianie się dolara (czyli wzrost jego kursu względem złotego).
Wróćmy do naszego kraju i niepewności. W związku z ostatnimi wydarzeniami (ale też takimi, które mogą nadejść) na arenie politycznej w naszym kraju Polska uważana jest raczej za kraj niepewny do dokonywania inwestycji. Przykładem takich wydarzeń mogą być zawirowania wokół systemu emerytalnego czy spółek, w których udziały posiada państwo polskie. Rozczarowały także dane gospodarcze - według GUS polska gospodarka rozwijała się w tym roku najwolniej od trzech lat - w trzecim kwartale wzrost PKB wyniósł bowiem 2,5% w porównaniu do kwartału trzeciego z 2015 roku.
Złoty traci również do innych walut - od 10 listopada euro podrożało o 10 groszy (do 4,44), frank szwajcarski od tego samego dnia podrożał o 13 groszy (do 4,15), nieznacznie, ale podrożał nawet kurs forinta węgierskiego - za 100 forintów trzeba zapłacić dziś o 2 grosze więcej niż właśnie 10 listopada.
Reasumując na wzrastający kurs dolara wpływ miały (i mają) czynniki zarówno zewnętrzne (sytuacja w USA i na świecie) oraz wewnętrzne (wydarzenia wewnątrz naszego kraju). Czy będzie on dalej rosnąć? Jest to ciężkie do przewidzenia, być może odpowiedź na to pytanie poznamy po posiedzeniu FED, które odbędzie się w połowie grudnia.