W ostatnią niedzielę wieczorem, rada dyrektorów Walt'a Disney'a (DIS  ) niespodziewanie odwołała dyrektora generalnego Boba Chapka, zastępują go Robertem Igerem, byłym prezesem i dyrektorem generalnym, który opuścił firmę pod koniec ubiegłego roku. Wall Street zareagowało z umiarkowanym entuzjazmem, tylko czy rzeczywiście jest się z czego cieszyć?

Tym samym, według analizy przeprowadzonej przez firmę doradczą Spencer Stuart i przywołanej przez Wall Street Journal, Robert Iger stał się jednym z 22 dyrektorów generalnych w firmach z indeksu S&P500, którzy od 2010 roku opuściło swoje stanowiska kierownicze, by wrócić kilka lat później. Według analizy Spencera, 13 dyrektorów wróciło na stałe, a reszta sprawowała swoją 'nową - starą' funkcję tymczasowo.

Nazywani pieszczotliwie dyrektorami "bumerangami", powracający dyrektorzy mają być lekiem na przywrócenie swoich firm na właściwy kierunek.

"Z niewiarygodnym poczuciem wdzięczności i pokory - i muszę przyznać, z odrobiną zdumienia - piszę do was dzisiejszego wieczoru z wiadomością, że wracam do Walt Disney Company jako dyrektor generalny" - napisał Iger w niedzielę wieczorem w e-mailu do pracowników, którzy według źródeł WSJ wykazywali szerokie zdumienie obrotem sprawy.

Robert Iger
Robert Iger

"Dziękujemy Bobowi Chapkowi za jego służbę dla Disneya w ciągu jego długiej kariery, w tym za prowadzenie firmy przez bezprecedensowe wyzwania związane z pandemią" - napisał zarząd spółki w oświadczeniu.

Disney nie ma ostatnio dobrej passy na giełdzie, ponieważ akcje tracą od początku 2022 roku niemal 40%, znacznie więcej niż indeks S&P500. Nie ma też najlepszej passy w biznesie, ponieważ dynamika przychodów i zysków z rekordowego ubiegłego roku, kiedy świat otworzył się na nowo po pandemii Covid-19, zdecydowanie wyhamowała. Największym problemem dla Disney'a jest obecnie biznes streamingowy, który wprawdzie przebojem zdobył duży udział w rynku, jednak zostało to okupione ogromnym kosztem. Chapek, dla którego Disney+ było oczkiem w głowie, wielokrotnie powtarzał, że biznes streamingowy osiągnie rentowność do trzeciego kwartału 2024 roku, tymczasem w ostatnim kwartale wykazał gigantyczną stratę 1,47 miliarda USD. To właśnie publikacja ostatniego raportu finansowego, który wywołał największy jednodniowy spadek ceny akcji Disney'a od września 2001 roku, miała wywołać reakcję łańcuchową. Inwestorzy instytucjonalni, posiadający znaczne pakiety akcji spółki w portfelach, stracili cierpliwość i mieli lobbować za bezzwłoczną zmianą na fotelu zarządzającego w spółce. Według doniesień, negocjacje z Igerem, który zresztą w tym roku miał publicznie co najmniej dwa razy podkreślić chęć powrotu do Disneya, miały rozpocząć się niezwłocznie po publikacji raportu.

Nie jest też tajemnicą, że panów 62-letniego Chapka i 71-letniego Igera, delikatnie ujmując, łączy 'szorstka przyjaźń'. Ten drugi, miał wielokrotnie publicznie podważać działalność Chapka w wywiadach, podkreślając swoją kluczową rolę w doradzaniu firmie w czasie pandemii.

Pomijając owe personalne naleciałości, warto zastanowić się, na ile powrót Igera pomoże samemu Disneyowi w poprawie wyników. Badania Spencera sugerują, że z reguły firmy mają tendencję do osiągania gorszych wyników niż rynek, kiedy w fotelu prezesa zasiada 'bumerang', wskazując, że powracający dyrektorzy najczęściej powielają schemat znany z wcześniejszego etapu, co w sytuacji ekonomicznych przeciwności, wcale nie musi zadziałać ponownie. Podobną hipotezę stawia Chris Bingham, profesor z University of North Carolina w Chapel Hill. Wskazał on, że poza rzadkimi wyjątkami jak powrót Jobs'a do Apple czy Schultz'a do Starbucksa, spółki zazwyczaj gorzej radzą sobie z 'bumerangiem' na czele, ponieważ często ci liderzy mają tendencję do wprowadzania firmy w regres, z uwagi na to, że ich pomysły mogą być już przestarzałe i nieskuteczne. Firmy wprawdzie decydują się na ponownie zatrudnienie 'bumeranga', bo to dla obydwu stron jest bezpieczniejsze rozwiązanie w niepewnym czasie, niż wprowadzanie zupełnie nowego człowieka do organizacji, jednak statystyka przemawia, że jest więcej powodów, aby ich nie zatrudniać.

Inne znaczące come back'i w ostatnich latach, to m.in. Jack Dorsey, który powrócił jako CEO Twittera w 2015 roku, Howard Schultz do Starbucksa (obecnie już na trzeciej 'kadencji' do kwietnia 2023 roku) czy Michael Dell do Dell'a w 2007 roku, którą kieruje do dziś.