Trwa kolejny odcinek "serialu" o wojnie handlowej między USA a Chinami. Goldman Sachs (GS) obniżył swoją prognozę wzrostu w IV kwartale o 20 punktów bazowych do 1,8%, powołując się na większy niż oczekiwano wpływ ostatnich wydarzeń związanych z wojną handlową między dwoma największymi mocarstwami na świecie.

"Przyczyną tej skromnej zmiany jest to, że uwzględniamy szacunek nastrojów i skutków niepewności oraz fakt, że rynki finansowe zareagowały przede wszystkim na ostatnie wiadomości handlowe" - powiedział w niedzielę główny ekonomista Goldman Sachs, Jan Hatzius. Firma stwierdziła, że oczekuje nowej rundy taryf we wrześniu i nie oczekuje już umowy handlowej przed wyborami prezydenckimi w Stanach w 2020 roku. Z kolei David Solomon, dyrektor generalny Goldman Sachs, tonuje nastroje mówiąc, że nie uważa, iż "zbliża się kryzys gospodarczy", ponieważ gospodarka USA pozostaje silna, mimo spowolnienia. Dyrektor dodał, że wojna handlowa USA-Chiny może zakończyć się historyczną "ekspansją gospodarczą", jak nazwał ryzyko szalejących taryf i ceł, stwierdzając, iż musimy obserwować, co dzieje się z taryfami.

Solomon zauważył również, że kolejna recesja raczej nie będzie przypominała tego kryzysu z 2008 roku: "Istnieje tendencja do patrzenia na sprawy przez pryzmat lusterka wstecznego". Szef banku zauważył, że amerykańska gospodarka pozostaje silna, pomimo obniżek stóp procentowych banku centralnego i niektórych wskaźników wskazujących na zwiększone ryzyko zakończenia cyklu. Choć niepokojące symptomy się pojawiają. Krzywa dochodowości skarbu USA - jeden z najpopularniejszych czynników prognozujących recesję na Wall Street - coraz bardziej upodabnia się do trendu sprzed Wielkiej Recesji. Chociaż niektórzy postrzegają odwrócenie krzywej jako oznakę nadchodzących nieszczęść gospodarczych, Solomon nie spodziewa się, by kolejna recesja przypominała kryzys z 2008 roku.

"Oczekujemy, że wejdą w życie taryfy celne na pozostałe 300 mld USD amerykańskiego importu z Chin", stwierdził bank w notatce wysłanej do klientów. Prezydent USA Donald Trump ogłosił 1 sierpnia, że nałoży taryfę na poziomie 10% na końcowy chiński import o wartości 300 miliardów dolarów 1 września, co skłoni Chiny do wstrzymania zakupów amerykańskich produktów rolnych. Stany Zjednoczone nazwały Chiny również manipulatorem walutowym. Chiny jednak zaprzeczają, by miały manipulować juanem w celu uzyskania przewagi konkurencyjnej. Ten spór ma jednak szerszy kontekst, bo dotyczy całego szeregu kwestii: dotacji, technologii, własności intelektualnej i bezpieczeństwa cybernetycznego.

We wspomnianej już notatce Goldman Sachs, sporządzonej przez trzech jego ekonomistów, Jana Hatziusa, Aleca Phillipsa i Davida Mericle, odnotowują oni zwiększony wpływ napięć handlowych na wzrost. Jak czytamy dalej w komunikacie, rosnące koszty nakładów wynikające z zakłóceń łańcucha dostaw mogą doprowadzić firmy amerykańskie do ograniczenia działalności krajowej. Ekonomiści dodali, że taka niepewność polityczna może również obniżyć wydatki inwestycyjne firm. Efekt niepewności polityki może prowadzić do obniżenia wydatków inwestycyjnych w oczekiwaniu na rozwiązanie niepewności. W związku z tym efekt nastrojów biznesowych związany z rosnącym pesymizmem w stosunku do perspektywy wizji o wojnie handlowej może prowadzić do produkowania i inwestowania na niższym poziomie.

Rynki miały najgorszy dzień w poniedziałek po tym, jak Chiny "osłabiły" swoją walutę, przekraczając próg 7 juanów za dolara i oświadczając, że zatrzymają import towarów rolnych z USA. Spadek wartości waluty sprawia, że produkty tego kraju są tańsze na rynku międzynarodowym. Ze względu na niedawne wydarzenia związane z wojną handlową Goldman Sachs szacuje łączny spadek PKB na poziomie 0,6%, co jest wartością wyższą o 0,2% od ostatniej eskalacji.