Internet cały czas ewoluuje. Technologia blockchain, na której oparty jest cały segment kryptowalut, wprowadziła możliwości wygenerowania nowych wartości. Tak narodziła się idea Initial Coin Offering (ICO), czyli w uproszczeniu IPO opartego o kryptowaluty. Dziś każdy z nas, bo jest to do wykonania na domowym komputerze, może wyemitować swoją kryptowalutę i sprzedać ją światu. To także znakomita wiadomość dla wszelkich startupów oraz innych podmiotów szukających finansowania swoich projektów.

Idea ICO jest zwyczajną społecznościową zbiórką pieniędzy przez oferenta, podobną do tego co uprawia się w licznych serwisach crowdfundingowych. Z tą różnicą, że w zamian gadżetu czy podziękowań, inwestor nabywa personalny token firmy (cyfrowy żeton). W przypadku zbiórki inwestorzy realizują dotację, a podczas ICO kierują się zwykłą chciwością, licząc na to, ze projekt urośnie i zwielokrotnią swoją stopę zwrotu. To tak samo jakbyśmy posiadali akcje firmy. I tak jak akcje, cyfrowe żetony są zbywalne, trejdowalne, wykazują pewną wartość, którą tworzy lub dopiero stworzy ich oferent. Niewątpliwą zaletą ICO jest fakt, że ofertę złożyć może każdy - początkujący lub zaawansowany youtuber, artysta, zespół muzyczny, aktor, sportowiec, serwis internetowy, ktokolwiek. Pełna demokratyzacja. Oferent może wystawić w ten sposób na sprzedaż dowolny pomysł czy funkcjonującą już działalność, o ile znajdzie chętnych na jej zakup.

ICO często ma dwa etapy: tzw. preICO oraz właściwe ICO. W tej pierwszej części można kupić tokeny nowej kryptowaluty z dyskontem w stosunku do ceny regularnej.

Zastanówmy się dlaczego taki token miałby mieć jakąś wartość? Załóżmy, że Paszport do Wall Street, jako znane w określonych kręgach internetowe medium, chciałby pozyskać finansowanie w celu zrealizowania określonego projektu. W związku z tym emituje własną kryptowalutę np. 'PaszportCoin'. Dla naszych czytelników, medium posiada już pewną wartość - funkcjonuje w kilku krajach, dostarcza codziennie informacje z Wall Street, nie jest anonimowy, a 50 tysięcy użytkowników Facebook'a w Polsce (FB  ) to już niemała społeczność. Jest jednym słowem wiarygodny. 'Paszport' ogłasza więc ofertę publiczną wśród swoich czytelników i innych inwestorów, pewną pulę "wrzuca" na giełdę kryptowalut, a reszta zostaje w sejfie. Ponieważ oferent zostawia sobie największą pulę tokenów, w jego interesie jest rozwijać projekt i dążyć do wzrostu ich wartości. Zaletą ICO jest uproszczenie przeprowadzenia oferty. Cena sprzedaży tokenów jest umowna, to znaczy oferent może zaproponować każdą cenę. Realną wartość później wyceni rynek. Nie obowiązuje tu procedura wyceny fundamentalnej, choćby z uwagi na fakt, iż większość dotychczasowych ofert - często spektakularnych - to głównie technologiczne pomysły, a zatem dopiero wizja stworzenia czegoś.

Nie wszystko złoto co się świeci

Jak wśród tysięcy nowych startupów oddzielić dobre od złych? Z uwagi na fakt, że cały proces nie jest regulowany i nie ma jednej procedury, jest to niezwykle trudne. W Chinach, gdzie małe biznesy zebrały pulę ponad 400 mln dolarów, uznano niedawno, że brak regulacji tego systemu zagraża porządkowi finansowemu i zakazano przeprowadzania ofert ICO. Najpewniej niebawem podobny ruch podejmą inne państwa. Jak zwykle technologia wyprzedziła regulacje prawne. Istotnie ogromna popularność ICO w ostatnim czasie doprowadziła do tego, że pieniądze zaczęły zbierać firmy bez biznesplanu i pomysłu. Kryptowalutowe szaleństwo przyciąga spekulantów i hazardzistów, a także uruchamia projekty o niejasnej wartości i planie działania (Satan Coin). W tej grze nie najważniejsze jest wsparcie inicjatywy, a czysto spekulacyjny zakup tokenów z nadzieją, że ich cena urośnie. Zdarzały się też często zwykłe oszustwa. Na stronach internetowych można napisać wszystko, a każdy projekt jest wizjonerski i przełomowy. Najpewniej miażdżąca większość nie odniesie sukcesu. Warto pamiętać o tym, zanim zdecydujemy się kupić czyjeś 'coiny'.