Ministerstwo Spraw Zagranicznych Indii oskarżyło we wtorek chińskie wojska o "prowokacyjne działania" na spornej górskiej granicy w Himalajach, podczas gdy dowódcy obu stron prowadzili w poniedziałek rozmowy mające na celu rozładowanie napięć między azjatyckimi gigantami.

Sprawa jest i powinna być uważana za dość poważną. W końcu mówimy o ścisłej czołówce gospodarek świata. Każdy konflikt między tymi krajami, nawet odległy inwestorom w Stanach i Europie Zachodniej może mieć wpływ na geopolityczny układ sił, a ten na globalne indeksy. Sprawa spornej granicy ciągnie się od lat, i żadna ze stron nie chce ustąpić. Jak stwierdził w oświadczeniu rzecznik indyjskiego MSZ Anurag Srivastava: "dzięki szybkim działaniom obronnym strona indyjska była w stanie zapobiec prowokacyjnym próbom jednostronnej zmiany status quo przez Chiny". Indyjskie wojska rozlokowały się na czterech strategicznych wzgórzach po tym, co New Delhi nazwało próbą "chińskiego najazdu" wzdłuż granicy w zachodnich Himalajach w regionie Ladakh w ostatni weekend. Chiny jednak zaprzeczają, że do jakichkolwiek ruchów doszło, a rzeczniczka ambasady chińskiej w New Delhi oskarżyła indyjskie wojska o przekroczenie granicy rzeczywistej kontroli (LAC) - i przeprowadzenie.. "rażących prowokacji".

Wojska indyjskie i chińskie od miesięcy toczą starcia graniczne na śnieżnych pustyniach Ladakhu na dużych wysokościach, a z drugiej strony prowadzą dyplomatyczne rozmowy w celu zmniejszenia napięcia. Przebieg tej granicy jest kwestionowany już od pół wieku, a każda strona ma swoje racje. Indyjski urzędnik, który został poinformowany o ostatnim incydencie od swoich pracowników stwierdził wyraźnie, że ruch wojsk indyjskich był odpowiedzią na próbę strategicznego przesunięcia dużej liczby chińskiej piechoty, aby przedrzeć się przez kluczową przełęcz w ostatnią sobotę. Jak komentował dalej, na tę wieść wojsko indyjskie się zmobilizowało i zajęło wszystkie cztery szczyty znajdują się po indyjskiej stronie LAC. Dyplomata dodał, że chińscy żołnierze byli wspierani przez pojazdy wojskowe i zbliżyli się na tyle blisko, że dwie strony mogły "wymienić argumenty" na miejscu. Do incydentu miało dojść na południowym brzegu Pangong Tso, malowniczego jeziora, nad którym od kwietnia walczą wojska indyjskie i chińskie. Według Hindusów Chińczycy konsolidowali również pozycje na północnym brzegu jeziora, tworząc nowe pozycje obronne.

Wersja Chińczyków jest jednak zgoła odmienna. Ji Rong, rzeczniczka ambasady chińskiej w New Delhi twierdzi, że ​​wojska indyjskie naruszyły LAC na południowym brzegu Pangong Tso i w pobliżu innej przełęczy. W jej opinii to, co zrobiły Indie jest sprzeczne z wysiłkami podejmowanymi przez obie strony przez dłuższy czas w celu złagodzenia i zmniejszenie napięć w terenie, czemu Chiny są zdecydowanie przeciwne. Do dyskusji o incydencie ochoczo włączył się Global Times - tabloid tworzony pod auspicjami Komunistycznej Partii Chin. Jak czytamy w gazecie "Indie... stwierdziły, że uprzedzały chińską działalność wojskową. Słowo uprzedzać wskazuje, że to wojska indyjskie jako pierwsze podjęły destrukcyjne działania, dzięki czemu to własnie Indie rozpoczęły to starcie". Konflikt indyjsko-chiński nie jest jedynie nieporozumieniem dyplomatycznym. W czerwcu 20 żołnierzy indyjskich zginęło w walce wręcz z wojskami chińskimi w rejonie Galwan Ladakhu. Było to najpoważniejsze starcie w trwającym dekady konflikcie. Indie jednak zachowały zimną krew mimo wielkiej straty - w ludziach, i tej symbolicznej, dlatego obie strony zgodziły się następnie wycofać z szefami wojskowymi z regionu podczas pięciu rund rozmów. Jak widać konflikt wrócił do swojej poprzedniej formy. Innych interesariuszy w dyskusji o możliwym przebiegu granicy brak, a przecież każde jego zaognienie może stać się zalążkiem do niewyobrażalnego konfliktu zbrojnego.