Choć amerykańscy politycy często podkreślają znaczenie równości oraz tego, jak ważny jest każdy głos, to rzeczywistość wygląda nieco inaczej. W wyborach powszechnych 8 listopada, w których zostanie wybrany nowy prezydent Stanów Zjednoczonych, kandydat, który otrzyma największą liczbę indywidualnych głosów wyborców niekoniecznie musi zostać ogłoszony zwycięzcą. Powodem tego jest Kolegium Elektorów.

Kolegium Elektorów to grupa 538 elektorów, którzy reprezentują poszczególne dystrykty w USA. Kolegium tworzy 435 reprezentantów stanów, 100 senatorów oraz 3 elektorów z miasta Waszyngton, ponieważ nie jest ono stanem. Każdy stan posiada na wstępie trzech elektorów, natomiast reszta przyznawana im jest na podstawie ich populacji. Bardziej zaludnione stany posiadają zatem więcej elektorów i tak na przykład Kalifornia, którą zamieszkuje prawie 40 milionów osób, posiada 55 elektorów, podczas gdy Iowa, którego populacja wynosi 3 miliony osób, posiada sześciu elektorów. Choć populacja Kalifornii jest około trzynaście razy większa niż stanu Iowa, to posiada ona jedynie dziewięć razy więcej elektorów. Ze względu na Kolegium Elektorów indywidualne głosy w mniej zaludnionych stanach mają często większe znaczenie. 

Kongres Stanów Zjednoczonych
Kongres Stanów Zjednoczonych

Indywidualni wyborcy, oddając swoje głosy, wskazują na kandydata, na którego chcieliby, żeby zagłosowali elektorzy. System ten jest reliktem ery kolonialnej, kiedy informacje przekazywane były poprzez pisemną korespondencję bądź za pośrednictwem posłańców podróżujących konno. Wysłanie jednego wyborcy do Waszyngtonu było na przełomie XIX i XX wieku najbardziej sensownym rozwiązaniem. System głosowania poprzez Kolegium Elektorów nie uległ zmianie. Czterdzieści osiem stanów działa według zasady "zwycięzca bierze wszystko", co oznacza, że kandydat z największą liczbą bezpośrednich głosów otrzymuje wszystkie głosy elektorskie z danego stanu. Wyjątek stanowią Nebraska i Maine, które posiadają odpowiednio pięciu i czterech elektorów. Głosy dzielone są tam proporcjonalnie w oparciu o wyniki wyborów bezpośrednich z każdego dystryktu. Kandydat potrzebuje minimum 270 głosów elektorskich, czyli nieco ponad 50%, aby wygrać wybory.

Jak wspomniałam na początku, liczba elektorów w każdym stanie się różni. Przewiduje się, że większość stanów odda swoje głosy elektorskie na republikańskiego kandydata, Donalda Trumpa. Jednakże stany te posiadają niewiele takich elektorskich głosów, podczas gdy stany na wybrzeżu, takiej jak Kalifornia czy Nowy Jork, bądź węzły miejskie posiadają więcej elektorów i bardziej skłaniają się ku kandydatom demokratów. Jak wynika z prognoz, stany te zagłosują zatem na Hillary Clinton. Nie wystarczy jednak polegać wyłącznie na głosach z dwóch czy trzech stanów. W każdych wyborach istnieją bowiem pewne stany, które nazywamy niezdecydowanymi (ang. battleground states). Kandydaci skupiają swoją uwagę i fundusze na niezdecydowanych stanach ze znaczną liczbą elektorów takich jak np. Floryda czy Ohio.

System głosowania poprzez Kolegium Elektorów ma jedną ogromną wadę. Otóż kandydat, który zostanie prezydentem Stanów Zjednoczonych może nie być kandydatem, który wygrał w powszechnym głosowaniu (czyli otrzymując największą liczbę indywidualnych głosów). Istnieje kilka czynników, który mogłyby przyczynić się do takiego obrotu spraw: elektor może zdecydować się zagłosować wbrew wynikowi wyborów powszechnych z danego dystryktu; kandydat może otrzymać głosy elektorskie większości bądź wszystkich stanów, które posiadają ich znaczną liczbę; kandydat trzeciej partii może wpłynąć na rozłożenie się głosów w wyborach powszechnych.

Ostatnią opisaną sytuację można najlepiej zobrazować na przykładzie wyborów w 2000 roku. Nominat demokratów, Al Gore, otrzymał 48,38% głosów w powszechnych wyborach, podczas gdy jego przeciwnik, George W. Bush otrzymał ich 47,87%. Pomimo iż Al Gore uzyskał 543 895 więcej indywidualnych głosów, nie wygrał on wyborów prezydenckich. Problemem okazała się Floryda, gdzie różnica głosów była tak niewielka, że w dniu wyborów 25 głosów elektorskich tego stanu nie przyznano żadnemu z kandydatów. Warto tu nadmienić, iż Floryda posiada obecnie 29 elektorów. Po ponownym przeliczeniu głosów oraz podjęciu decyzji przez Sąd Najwyższy w sprawie Bush v. Gore, Bush został wybrany prezydentem USA, wygrywając zaledwie 537 głosami. 

George W. Bush
George W. Bush

Jednym z czynników, który przyczynił się do przegranej Gore'a był kandydat Partii Zielonych, Ralph Nader, który na Florydzie uzyskał 97 488 głosów. Partia Zielonych uważana była przez liberalnych wyborców za realną alternatywę, podczas gdy partia Al Gore uznawana była przez wielu wyborców za zbyt centrową i umiarkowaną, zatem w proteście oddali oni swoje głosy na Nadera. Gdyby Nader nie kandydował w tamtych wyborach, możliwym jest, że Gore wygrałby na Florydzie, a tym samym został prezydentem Stanów Zjednoczonych. Opisana powyżej sytuacja ma ogromne znaczenie również w tych wyborach. Demokraci obawiają się, że jeśli Jill Stein, kandydatka Partii Zielonych, odbierze sekretarz Clinton zbyt dużo głosów, prezydentem zostanie ostatecznie Donald Trump.

Głosowanie poprzez Kolegium Elektorów zdecydowanie sprawdzało się w przeszłości, aczkolwiek w obecnym amerykańskim systemie politycznym, jest ono przestarzałe i umniejsza znaczenie indywidualnych głosów. Niestety mało prawdopodobnym jest, aby w najbliższej przyszłości coś się w tej kwestii zmieniło.

Opinie autora artykułu nie wyrażają tych całego zespołu Paszport do Wall Street.