Koronawirus COVID-19 jest katalizatorem, który ujawnia kruchość naszego systemu finansowego i globalnej gospodarki. Wybuch wirusa uruchomił trzy główne makro impulsy: globalny szok popytowy, globalny szok podażowy i wojnę naftową, która zmusiła ceny do wieloletnich niskich poziomów. Ten ostateczny rozwój sytuacji doprowadzi do ogromnego spustoszenia kapitału, a wkrótce także do strukturalnego bezrobocia.

To obecne zakłócenie przyćmiło już chaos z 2008 roku na niektórych rynkach, ponieważ nagle znaleźliśmy się w okresie, w którym niektóre rynki mogą poruszać się w górę i w dół bardziej w ciągu jednego dnia niż w ciągu całego roku. Rynek byka i niedźwiedzia może pojawić się w ciągu tygodnia. Zachowanie rynków w tym roku jest całkowicie bezprecedensowe i odzwierciedla to, jak niepłynne są rynki po tym, jak doznały tego potrójnego uderzenia szoku. Niestabilność jest symptomem najgorszego koszmaru dla traderów i animatorów rynku: kiedy ceny stają się "nieciągłe", lub złośliwie przechodzą z jednej ceny na drugą. Spread kupna-sprzedaży przechodzi z pewnej uporządkowanej ścieżki 5-10, 6-11, 4-9 do czegoś w rodzaju skoku z 5-10 do 25-35 do 45 bid - ale jaka jest cena oferty? 70? 90? To testuje systemy handlowe w chaosie danych wejściowych. Ale co ważniejsze, zmusza wielu inwestorów z branży finansowej do delewarowania, ponieważ zmiany P&L (ang. profit and loss) stają się zbyt gwałtowne, a kontrahenci wysyłają lawinę wezwań do uzupełnienia depozytu zabezpieczającego.

W środowisku paniki delewarowania powstaje mantra "gotówka jest królem". W międzyczasie banki centralne starają się działać szybko z "wsparciem" w postaci obniżek stóp procentowych i zapewnienia płynności. Dla firmy lub funduszu polegającego na kredycie na pewną część swojej działalności może to pomóc w zakresie przyszłych kosztów finansowania zobowiązań. Nie pomaga to jednak w ustaleniu ceny kapitału własnego lub kredytu po stronie aktywów. W tym przypadku stosuje się metaforę "zatłoczonego teatru z małym wyjściem", w którym wszyscy sprzedają, by przekwalifikować się na delegujących. Sprzedaż często dotyczy aktywów, które są bardzo niepłynne, nawet w najlepszych czasach. Cykl ten jest jeszcze gorszy niż poprzednie, ponieważ w obecnej erze niskich i ujemnych stóp zwrotu zaobserwowano "sięganie po stopy zwrotu", które zmusza uczestników rynku do coraz większego oddalania się od krzywej ryzyka i przekształcania w superpłynne aktywa finansowe, takie jak fundusze private equity i korporacyjne kredyty wysokiego ryzyka.

Pierwsze kroki zostały podjęte na rynku walutowym przez zwyczajowe schematy zachowań ryzykownych i wyrównywanie zatłoczonych pozycji spekulacyjnych. Waluty EM załamały się, mniejsze waluty G10 są generalnie pod presją. Co ciekawe, dolar amerykański znalazł się pod początkową presją na japońskim jenie i euro w związku z początkowym delewarowaniem, ale później nastąpił szerszy i bardziej zaciekły wzrost, podobny do tego, który zaobserwowaliśmy w najgorszej fazie krachu lat 2008-2009. Ten wzrost dolara nastąpił nawet po tym, jak Fed, podobnie jak wtedy, obniżył stopy do zera i uruchomił wszelkiego rodzaju instrumenty QE i płynnościowe. I jest bardzo prawdopodobne, podobnie jak na początku 2009 roku, że nie będziemy mogli nazwać dna dla rynków lub szczytowego momentu kryzysu, dopóki sam USD się nie odwróci. W marcu 2009 r. zarówno S&P 500 osiągnął dno, jak i USD osiągnął szczyt. Przy tak dużej części światowego długu i innych instrumentach denominowanych w dolarach amerykańskich, Fed miał trudności z wyprzedzeniem zakażenia, ponieważ wszyscy w szaleńczym tempie uciekali do gotówki. Sytuacja ta odbiła się echem już w 1933 roku, kiedy to nadszedł początek najgorszej fazy Wielkiego Kryzysu po tym, jak FDR ostatecznie zdewaluował dolara amerykańskiego w stosunku do złota (około trzy lata później).

Wybuch koronaawirusa wprawił w ruch trzy główne makroimpulsy. W najbliższych miesiącach wszystkie one będą miały znaczący wpływ na surowce, zwłaszcza na sektor energetyczny. Gospodarka światowa zmaga się obecnie z największym szokiem popytu od czasu światowego kryzysu finansowego, a także z globalnym szokiem podażowym i wojną naftową, która prowadzi do wyniszczenia kapitału. Zamknięcia w Chinach na początku epidemii rozprzestrzeniły się obecnie na resztę świata, w szczególności na Europę i USA. Krótko- i średnioterminowym rezultatem będzie załamanie się światowego wzrostu gospodarczego, rosnące bezrobocie, rosnące oprocentowanie kredytów hipotecznych i niższe zaufanie konsumentów. Prawdopodobnie długoterminowe zalety posiadania złota zostały wzmocnione przez obecne wydarzenia. Podczas gdy oficjalne stopy procentowe zostały obniżone, rentowność obligacji korporacyjnych wzrosła. Przerwanie ciągłości między działaniami banku centralnego a rozwojem sytuacji w terenie może spowodować poważną reakcję fiskalną i potencjalną inflację ze strony rządów na całym świecie.

W odpowiedzi na znacznie niższe oczekiwania inflacyjne gwałtownie wzrosły realne rentowności obligacji 10-letnich w USA, które są kolejnym ważnym czynnikiem napędzającym wzrost cen złota. Uważam, że to posunięcie jest niezrównoważone i że realne stopy zwrotu w końcu powrócą na głębsze ujemne terytorium. Agresywna sprzedaż ropy naftowej nie pomogła złotu. Rosyjski bank centralny był w ostatnich latach silnym nabywcą kruszcu. Obecnie skup ten został wstrzymany i w zależności od tego, jak długo potrwa powrót ropy naftowej do stanu pierwotnego, Rosja może potencjalnie stać się sprzedawcą netto. W końcu będzie musiała pokryć niedobór ropy, który spadł poniżej progu rentowności, który jest bliski 40 USD za baryłkę.

Teraz, rozkwitająca populacja jest brakującym kawałkiem, który może położyć ostateczny kres hossy na rynku. Pokolenie wyżu demograficznego - które reprezentuje ponad 76 milionów ludzi w samych Stanach Zjednoczonych - wycofuje się z rynku pracy i funduszy emerytalnych. Może to spowodować strukturalny spadek wyceny kapitału w nadchodzących latach. Nie ma przed nimi wystarczającej liczby nabywców, którzy mogliby zrekompensować sobie to, kiedy w końcu sprzedają. Młoda populacja, której liczebność po raz pierwszy zmniejsza się, jest mniej optymistyczna niż najstarsze pokolenie. Będzie to miało bezpośredni wpływ na zachowania pieniężne i sprzyjało oszczędzaniu, a nie inwestowaniu, pomimo niskich stóp procentowych. Nawet jeśli ludzie chcą obecnie inwestować na giełdzie, to nie mogą tego robić. Obecni konsumenci nigdy tak naprawdę nie otrząsnęli się z ostatniej recesji, a nierówność wzrasta, przynajmniej w USA, co nie rysuje jasnych perspektyw na wydatki w przyszłości. Taką samą sytuację możemy już obserwować na amerykańskim rynku nieruchomości. Baby boomers odciążają swoje ogromne wiejskie nieruchomości, ale millenialsi nie mogą sobie pozwolić na ich kupno. Demografia zakłóci nie tylko to jak funkcjonuje rynek giełdowy, ale cały sektor finansowy.

Zanim ten artykuł zostanie opublikowany, wiele już mogło się zmienić - tak szybko zmieniają się informacje, podczas gdy rynki finansowe, politycy i społeczności zmagają się z globalną epidemią. Na tym etapie nastroje są napięte i prawdopodobnie zbliżamy się do szczytu paniki, ale nie musi to koniecznie zbiegać się w czasie z zanikiem rynku. Przy ograniczonych danych ilościowych związanych z wybuchem wirusa, dokładne prognozy są niewystarczające. Znajdujemy się na nieznanych wodach, zarówno w odniesieniu do globalnego kryzysu zdrowia publicznego, jak i warunków na rynkach finansowych: stąd zwiększona zmienność aktywów krzyżowych. Aby mieć rzeczywiste zaufanie do akcji ratunkowej, zmienność musi być znacznie mniejsza.