W ostatnim czasie coraz więcej badaczy opuszcza jednostki akademickie na rzecz spółek technologicznych. Trend ten rozpowszechnia się właśnie przez te spółki, które rozwijają się dzięki zachęcaniu do pracy u siebie najbardziej utalentowanych gwiazd nauki, oferując im wyższe wynagrodzenie niż może im zaoferować uniwersytet. 

Jedną z takich osób jest Peter Coles, były ekonomista Harvard Business School. Na Harvardzie cieszył się on światową renomą, miał kontakt z wybitnymi osobami w swojej dziedzinie oraz wspierano jego pracę, która przyczyniła się do podjęcia wpływowych decyzji dotyczących polityki kraju. Mimo to w 2013 r. Coles przeprowadził się do rejonu zatoki San Francisco w Kalifornii. Obecnie pracuje on w Airbnb, serwisie pozwalającym na krótkoterminowe wynajmowanie mieszkań. Jak wynika z artykułu na stronie New York Times dotyczącego "ucieczki" uczonych, Coles stanowi jeden z wielu przykładów ekonomistów, których udało się zwabić "obietnicą ogromnej ilości danych i wysokiego wynagrodzenia".

Ekonomiści pracujący na uczelniach zarabiają zazwyczaj od 125 000 USD do 150 000 USD rocznie. Jednakże wynagrodzenie tych z nich, którzy zostali zatrudnieni przez spółki technologiczne, zaczyna się od 200 000 USD rocznie, nie wliczając w to premii oraz przyznanych akcji. Wynagrodzenia w branży technologicznej są o wiele bardziej elastyczne oraz szybko rosną. Dodatkowe podwyżki wiążą się z dłuższym stażem pracy oraz posadą w zarządzie. 

Ekonomiści chcący przenieść się do Doliny Krzemowej mają teraz na to więcej możliwości niż kiedykolwiek wcześniej. Na czele tego trendu stoją bogate spółki technologiczne, takie jak Amazon (AMZN  ), Facebook (FB  ), Google (GOOGL  ) oraz Microsoft (MSFT  ). Do innych możemy zaliczyć również Airbnb, Ubera oraz Netflix (NFLX  ).

Kolejny przykład stanowi ekonomista Randall Lewis, który zajmuje się mierzeniem efektywności działań marketingowych oraz związku między korelacją a przyczynowością w dokonywaniu zakupów przedmiotów reklamowanych. Badania dotyczące reklam cyfrowych należą do nowego wymiaru badawczego, jako że generują one monitorowalne dane, które eksperci wykorzystują do badań. Te nowe zakresy badań świadczą o tym, jak nową dziedziną jest cyfryzacja.

Amazon jest obecnie spółką, która najaktywniej prowadzi rekrutacje ekonomistów z jednostek akademickich. Z danych na wrzesień 2016 r. wynika, iż istnieją obecnie 34 miejsca pracy dla ekonomistów, którzy chcą pracować dla Amazona. W odpowiedzi środowiska akademickie oraz uczeni przystosowują swoje programy nauczania do nowych perspektyw zatrudnienia oraz możliwości rozwoju kariery.

Wśród studentów ekonomii coraz częściej podkreśla się znaczenie wiedzy informatycznej. Powszechniejsze staje się studiowanie na dwóch kierunkach, ekonomii i informatyce, jak i uczęszczanie na nowe kursy mające na celu łączenie przydatnych elementów tych dwóch dziedzin. Kursy są przeznaczone dla studentów pierwszego stopnia, a zachęca się do nich zwłaszcza tych, którzy chcieliby pracować jako ekonomiści w przedsiębiorstwach technologicznych. Istnieje również plan stworzenia kierunku studiów łączącego te dwie dziedziny.

Badania oraz poznawanie struktury rynków cyfrowych coraz częściej dodawane są do programu nauczania na studiach pierwszego stopnia w całym kraju. Rozwijająca się dziedzina będąca połączeniem informatyki oraz ekonomii ma na celu zachowanie kluczowych elementów każdej z tych dyscyplin. Jak czytamy w wyżej wymienionym artykule na stronie New York Times, w ekonomii takimi elementami są "efektywność, ceny oraz bodźce ekonomiczne", natomiast w informatyce - "algorytmy oraz złożoność". Wszystkie te elementy są niezbędne do prowadzenia działalności na rynkach cyfrowych.

Obecnie istnieje ogromne zapotrzebowanie na ekspertów w dziedzinie sztucznej inteligencji. Spółki technologiczne posiadają wiele pomysłów wykorzystujących wiedzę w tej dziedzinie, włączając w to opracowywanie filtrów antyspamowych oraz ukierunkowywanie reklam w sieci. Niegdyś mało znane konferencje na temat sztucznej inteligencji teraz są popularnym miejscem wśród rekruterów przedsiębiorstw technologicznych.

Spółki technologiczne oferują naukowcom wspaniałą motywację, jaką jest możliwość szybszego wprowadzania ich pomysłów w życie, z większym naciskiem na ich zastosowanie. Uczeni, którzy dołączą do grona pracowników jednego z takich technologicznych przedsiębiorstw, nie muszą się również martwić pozyskiwaniem grantów na badania.

Z drugiej jednak strony, jak podaje The Economist, są uniwersytety, które mogą na tym ucierpieć. Ponieważ uczelnie nie są w stanie zaoferować konkurencyjnych wynagrodzeń, perspektywa wystąpienia zjawiska drenażu mózgów stała się poważnym zagrożeniem. Jeśli to nastąpi, znikną z uniwersytetów ci, którzy są w stanie wyedukować nowe pokolenie ekspertów w pożądanych dziedzinach. Przeraża także wizja, że najlepsi eksperci w kraju skupieni będą jedynie wokół kilku prestiżowych spółek (tj. powstanie intelektualny monopol Google). Na ratunek przychodzi wzrost ruchu otwartych źródeł (ang. open-sourcing). Jedną z inicjatyw promujących takie rozwiązanie jest OpenAl Elona Muska, czyli inicjatywa o charakterze niezarobkowym, która stanowi bazę danych, obiecującą publiczny dostęp do badań.

Motywacją studentów podczas wybierania kierunku studiów jest, tak jak było w przypadku starszych absolwentów, obietnica pracy w zawodzie i otrzymywania za nią wysokiego wynagrodzenia. Mogą oni wtedy edukować się z perspektywą pracy w rozwijającej się, dochodowej dziedzinie. Żyją oni w podnoszącym na duchu przeświadczeniu, że w Dolinie Krzemowej nie brakuje pieniędzy, ale za to ciągle im mało nowych talentów.

Jednym z przykładów na to, jak wyżej opisany fenomen widoczny jest wśród studentów, jest założona przez Petera Thiela w 2012 roku fundacja Thiel Fellowship. Fundacja ta jest eksperymentem obejmującym wyższe szkolnictwo, ponieważ zachęca ona utalentowanych studentów z wybranymi specjalizacjami, którzy mają pomysł na konkretny projekt, do porzucenia studiów, aby przez dwa lata w pełni poświęcili się pracy nad swoją ideą. W zamian Thiel Fellowship oferuje im mentoring, kwotę 100 000 USD, oraz, jak czytamy w artykule na stronie New York Times na temat fundacji, kilka innych dodatkowych możliwości. 

Krytycy Thiel Fellowship uważają, że fundacja zbytnio idealizuje porzucenie studiów. Zwolennicy inicjatywy Thiela rzadko przyznają, że taki wybór nie jest idealną ścieżką dla każdego młodego studenta, ponieważ porzucenie studiów wiąże się ze znacznym społecznym oraz psychologicznym ryzykiem, że nie każdy sobie w takiej sytuacji poradzi. Krytycy twierdzą, że dla niektórych stypendystów, korzyści płynące z należenia do Thiel Fellowship są zadowalające jedynie przez krótki okres czasu, podczas gdy w długiej perspektywie, ci stypendyści mogliby przyczynić się do większych zmian poprzez, co może wydać się ironiczne, pozostanie na bardziej tradycyjnej ścieżce kariery. Przeciwnicy fundacji zwracają również uwagę na byłych stypendystów Thiela, którzy całkowicie porzucili swoje projekty na rzecz pracy w branży.