Virgin Galactic Holdings (SPCE  ) - część korporacyjnego imperium Sir Richarda Bransona zorientowana na turystyce kosmicznej, zyskała ostatnio dużą popularność, a kluczowa umowa ogłoszona w poniedziałek, na nowo rozpaliła wyobraźnię inwestorów. Przynajmniej na chwilę.

Poruszenie na akcjach SPCE nastapiło po ogłoszeniu wiadomości, że spółka zawarła znaczącą umowę z National Aeronautics and Space Administration (NASA), która może znacznie zwiększyć atrakcyjność podróży pojazdami kosmicznymi. Co to dokładnie znaczy?

Ano to, że Virgin zajmie się obsługą potencjalnych komercyjnych klientów z funduszami umożliwiającymi misję na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS). Innymi słowy, 'kosmiczna' spółka Bransona - choć sama nie ma zasobów, aby polecieć do ISS, ma "zidentyfikować kandydatów zainteresowanych zakupem prywatnych misji", zapewniając 'zintegrowane pakiety szkoleniowe' i pomóc NASA w przygotowaniu ich do wycieczki w kosmos. Jak widać NASA widzi większe zapotrzebowanie na wykorzystanie stacji kosmicznej, nie tylko do badan i rozwoju naukowego, ale także dla działalności komercyjnej.

Na mocy umowy, Virgin Galactic będzie współpracować z Johnson Space Center NASA i zapewni klientom prywatne przeszkolenie w bazie Spaceport America w Nowym Meksyku. Spółka twierdzi, że jej dotychczasowe doświadczenia związane z przestrzenią kosmiczną będzie można wykorzystać do realizacji programów szkoleniowych, umożliwiających zapoznanie się z warunkami podobnymi do przestrzeni kosmicznej. Szczegóły umowy, w tym finansowe, są nieznane, wiadomość w istocie nic nie wnosi, ale nagłówki serwisów na jeden dzień zostały zdobyte.

WhiteKnightTwo i SpaceShipTwo
WhiteKnightTwo i SpaceShipTwo

Start up Virgin Galactic rozwija suborbitalny biznes polegający na wysyłaniu turystów na krótkie przeloty w kosmos. Jednakże do tej pory, poza lotami testowymi (ostatni lot próbny na wysokość 50 tys. stóp przeprowadzono w maju br.) nie wykonano przelotu komercyjnego. Mimo to, spółka, napędzana głównie oczekiwaniami, że w przyszłości ten biznes 'odpali' na dobre, na giełdzie jest warta 3,3 mld USD. Aby uzasadnić tak wysoką wycenę dla firmy, która w istocie nie wykazuje przychodów (w pierwszym kwartale br., spółka odnotowała stratę 0,30 USD na akcję, przy przychodach 238 tys. USD), firma musi uruchomić właściwą działalność i przy tej okazji wykazać rentowność turystycznego biznesu. A ten proces się opóźnia, ponieważ planowane na 2020 rok rozpoczęcie działalności komercyjnej wydaje się coraz mniej prawdopodobne. Nie jest również jasne, jakie jest ogólne zapotrzebowanie na turystykę kosmiczną w długim terminie, zwłaszcza za cenę 250 000 USD za bilet.

Chociaż firma chwali się listą rezerwacyjną na ponad 1000 osób, trudno dziś ocenić, czy w przyszłości będzie z tego zrównoważony biznes czy tylko próżny projekt miliardera.