Tesla (TSLA  ) to spółka, która niemal nie schodzi z pierwszych stron gazet i serwisów internetowych. Jest w tej firmie coś niesamowitego, co sprawia, że jest ona tak mocno eksploatowana przez media, a jej szef Elon Musk posiada niebywały dar wpływania na ludzi i opowiadania tych samych historii. Poza tym w tej spółce nic nie ma - produkuje znikomą ilość pojazdów jak na branżę, w której działa, a i sama jakość owych samochodów pozostawia wiele do życzenia. Są jednak na rynku optymiści, którzy nie dość, że wierzą, że firma będzie dalej rosła, to jeszcze podrzucają - niesamowite wręcz - optymistyczne prognozy, o cenie akcji na poziomie... nawet 450 USD w ciągu 12 miesięcy. To mocno ponad 30 proc. wyżej od kursu, który mamy obecnie.

Tak śmiałe przewidywania pojawiły się w amerykańskich serwisach tuż po zakończonym w ubiegłym tygodniu corocznym zgromadzeniu akcjonariuszy, na którym - przy okazji - pewna grupa niezadowolonych inwestorów - próbowała odwołać Muska z funkcji prezesa. Tymczasem Musk nie dość, że się obronił, to w dodatku przygotował dla akcjonariuszy kolejną historię z pełnym koszykiem obietnic, które mają stać się katalizatorem wzrostów. I tak się stało, w ciągu kilku dni spółka urosła kilkanaście proc. szturmem zdobywając cenę 300 USD, z którą się wcześniej "męczyła".

Przypomnijmy - spółka poinformowała niedawno o wprowadzeniu nowszej, z napędem na cztery koła, lepiej wyposażonej wersji Modelu 3. Taki zabieg ma zwiększyć marżę brutto, gdyż dodanie napędu na cztery koła kosztuje około 5000 USD, tymczasem auta mają kosztować około 78 000 USD, to znacznie więcej niż początkowa cena standardowego Modelu 3. Optymistyczni analitycy z Nomura Instinet uważają, iż zapotrzebowanie na nowy samochód będzie wyższe niż na początku sądzono (chociaż nie podano szacunków i genezy takiej decyzji). Co więcej, optymistyczny pogląd wysokiej sprzedaży pojazdu podziela kierownictwo Tesli i zawarło taki przekaz w liście do akcjonariatu. "Spodziewamy się osiągnąć wyższy zysk brutto na pojazd niż wcześniej szacowaliśmy." - czytamy. Marża brutto ma systematycznie rosnąć, co ma dać bardzo pozytywny wynik w trzecim i czwartym kwartale tego roku.

Ale czy na pewno? Nie tak dawno przez rynki przetoczyła się wiadomość o masowym wycofywaniu przez klientów zamówień na auta, gdyż nie mogli oni doczekać się na swoje pojazdy. Tym bardziej dziwi fakt zmiany priorytetów koncernu w kierunku bardziej zamożnych klientów, podczas gdy wielu entuzjastów filozofii Elona Muska, złożyło zamówienia na podstawowe wersje auta w cenie 35 000 USD licząc przy tym na ulgi podatkowe. nadal nie odebrali oni swoich aut. Musk zapewniał, że "najprawdopodobniej" Tesla osiągnie cel produkcyjny 5000 jednostek tygodniowo dla Modelu 3 do końca miesiąca. Kluczowe jest tu sformułowanie 'najprawdopodobniej'. Zważywszy na olbrzymie problemy z wydajnością gardła produkcyjnego, trudno przypuszczać, aby udało się uruchomić kolejną linię montażową i osiągnąć tak imponujące tempo produkcji.

Nawet jeśli priorytetowe traktowanie wersji 3 ma sens w przypadku Tesli, a fabryka w Chinach przyniesie korzyści, czynniki te mogą nie wystarczyć, aby uzasadnić cenę 450 USD za akcje. W końcu Tesla już dwukrotnie opóźniła realizację celów produkcyjnych dla Modelu 3 i nie ma gwarancji, że znów tak się nie stanie. Prognozy o rentowności spółki już na koniec tego roku są póki co mało wiarygodne, zważywszy, że spółka wygenerowała w pierwszym kwartale rekordowe straty.

Tesla jest biedna, horrendalnie przewartościowana, w kasie pusto, ma ogromne zadłużenie i funkcjonuje tylko dzięki stałemu dosypywaniu pieniędzy. Zmniejszanie strat i pierwsze zyski na razie stanowią tylko szumne zapowiedzi, ale nie widać nawet światełka w tunelu w bieżących raportach spółki. Notowania akcji przypominają trochę Bitcoina - byle news sprawia, że kurs pikuje lub eksploduje w górę. Inwestorzy, którzy interesują się akcjami Tesli powinni być bardzo ostrożni, a prognozy o cenie 450USD są raczej mglistym marzeniem analityków, którzy stawiając tego typu tezy, raczej sami chcą na plecach Elona Muska, zakosztować nieco sławy.